Jest godz. 9.25. Siedzimy w zakładzie fryzjerskim „Hera” przy ul. Pereca na zamojskiej starówce. Nagle słychać lekkie drapanie w drzwi, później podwójne, szybkie szczeknięcie. „Hau, hau” i wszystko jasne. – To Zdzisław przyszedł na śniadanie – obwieszcza właścicielka salonu Małgorzata Kawałek, po czym otwiera drzwi i wpuszcza do środka psisko.
Śniadania Zdzisława
Psisko to za dużo powiedziane, bo gabarytami czarnemu, podpalanemu kundelkowi bliżej do kota. Gdy do różowej miski (później się dowiaduję, że Zdzisław ma na to „babskie” naczynie wyłączność) pani Małgosia wsypuje karmę, Zdzisław przechodzi się dostojnie po salonie. W tę i nazad. Łeb trzyma wysoko, uszy i ogon też sterczą ku górze. Patrzy, a w zasadzie obejmuje salon, swoim uważnym wzrokiem. – On tu jest dzień w dzień, mniej więcej o tej samej porze – opowiada właścicielka zakładu. – Tak się jakoś zgraliśmy kilka lat temu. Jak nie przychodzi, to zaczynam się martwić, gdzie go poniosło. Samo go próbuję namierzyć, podpytuję znajomych... Zdzisław w końcu się pojawia i wszystko wraca do porządku.
Cały artykuł przeczytasz w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze