Po długiej podróży mąż poszkodowanej zostawił 10 kwietnia przed północą toyotę yaris na parkingu HopStopu przy ul. Sadowej, wrócił do domu i poszedł spać. Ale o godz. 4 miał pobudkę. – Pana samochód jest rozbity – powiadomili go policjanci.
To nie tor wyścigowy!
Okazało się, że ktoś wjechał w zaparkowaną przy HopStopie toyotę yaris. Teren parkingu jest monitorowany i mundurowi nie mieli problemu z ustaleniem sprawcy. Na dodatek ten ostatni – jak nam przekazała właścicielka auta – za wycieraczkę rozbitego samochodu włożył karteczkę z numerem swojej komórki do kontaktu. – Wzięliśmy kredyt i w zeszłym roku kupiliśmy ten samochód, bo jest nam bardzo potrzebny – mówi poszkodowana zamościanka. – Teraz przez czyjąś głupotę musimy cierpieć. Takie stłuczki zdarzają się na drogach, a nie na parkingach. Na parkingu można „puknąć” kogoś w zderzak czy przerysować błotnik. Jeśli pojazd ma skasowany przód, to ktoś musiał wjechać w niego z ogromną prędkością.
Takie szkody na pewno nie powstają podczas próby parkowania.
Cały artykuł przeczytasz w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze