Spotkanie Łady z Tanwią rozstrzygnęło się w trzeciej minucie czasu doliczonego do drugiej połowy. Wtedy wprowadzony na boisko jedenaście minut wcześniej rezerwowy Mariusz Szarlip uszczęśliwił i wprawił w euforię biłgorajskich kibiców, posyłając piłkę do bramki gości strzałem głową, po dośrodkowaniu Pawła Nawrockiego z lewego skrzydła. Kilka minut wcześniej sędzia Krzysztof Wróbel ze Zwierzyńca, sugerując się wskazaniem asystenta Roberta Kędziory z Łabuń, nie uznał bramki dla przyjezdnych, zdobytej przez Marcina Rymarza. Zdaniem sędziów piłkarz ten był na spalonym. Obserwujący i nagrywający ten mecz Arkadiusz Łaszkiewicz, ongiś arbiter, do którego pracy sędziowskiej chyba nikt nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń, dziś przewodniczący Okręgowego Kolegium Sędziów ZOZPN w Zamościu, twierdzi, że werdykt arbitrów był prawidłowy. Innego zdania byli przedstawiciele Tanwi, a nawet piłkarze Łady, którzy po zejściu z boiska oglądali to spotkanie właśnie naprzeciw tego spornego zdarzenia. – Mnie nie interesował remis w Biłgoraju. My przyjechaliśmy tu wygrać. Czujemy się skrzywdzeni. Nie pozbieraliśmy się jeszcze po tej błędnej decyzji sędziów, dlatego straciliśmy bramkę w czasie doliczonym. Mam żal do sędziego Wróbla – mówi Bogdan Antolak, szkoleniowiec Tanwi.
Cały artykuł przeczytasz w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze