Pan Marian i pan Stefan przyjaźnią się od lat. Mają wspólną pasję. Często razem łowią ryby. Jeden z nich lubi też czasem popływać. 22 maja wybrali się do miejscowości Turzyniec. Tam, nieopodal remizy strażackiej, nad rzeką Wieprz, zobaczyli coś dziwnego na niebie.
Słoneczne poniedziałkowe późne popołudnie nie zapowiadało niczego niepokojącego. Nawet przelotne chmury i lekki wiosenny deszcz nie popsuły obu panom dobrego nastroju. Jeden z nich postanowił wykąpać się w rzece, drugi położył się na łące i wpatrywał w wolno płynące po niebie chmury.
– Niebo było ładne, z białymi gęstymi mlecznymi chmurami. Jedna z nich znajdowała się nad nami. Zacząłem się w nią wpatrywać i po chwili z przerażeniem zauważyłem, że tuż za nią schowany jest jakiś duży pojazd. Byłem zszokowany i zaciekawiony. To wyglądało tak, jakby ten pojazd leżał na tej chmurze albo się w niej chował. Widziałem niewyraźnie cztery wirniki skierowane w dół i czarny metaliczny błyszczący kadłub złożony z drobniejszych prostokątnych elementów. Wszystko czarne, metaliczne. Nie było żadnych kolorowych światełek, jak to zawsze wszyscy opisują – twierdzi pan Marian.
Chcesz poznać dalszą część tej historii? Więcej w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze