Pani Joanna (imię zmienione) od połowy czerwca ub. roku wynajmowała wraz z partnerem i dwójką dzieci mieszkanie w kamienicy na os. Powiatowa. Do mieszkania po sąsiedzku wprowadziła się też w tym samym czasie jej pełnoletnia córka ze swoją 2,5-letnią pociechą.
Na początku wszyscy byli zadowoleni, ale z czasem zaczęły mnożyć się konflikty.
– Na początku sezonu grzewczego zgłosiłam właścicielowi problem z zimnymi kaloryferami i wilgocią, która coraz bardziej dawała się nam we znaki – wspomina nasza czytelniczka. – Później na oknach pojawiła się pleśń. Na kontrolę przyszedł właściciel mieszkania, ale nie sam, tylko z sąsiadami. W mieszkaniu dalej było zimno, a nas zaczęto traktować jak intruzów.
Na oczach dzieci
Pani Joanna zapewnia, że zarówno ona, jak i wynajmująca drugie mieszkanie córka regularnie wnosiły opłaty za wynajem lokali.
– Przez pół roku zapłaciłyśmy za dwa mieszkania 34 tys. zł, ale na początku stycznia otrzymałam od właściciela esemesem informację, że mam dopłacić około 6 tys. zł – opowiada kobieta. – Nie wiem, skąd się wzięła ta suma, ale jak zaczęłam otrzymywać kolejne esemesy wzywające do zapłaty, sytuacja zaczęła robić się coraz bardziej nieciekawa. W końcu przygotowałam wypowiedzenie na koniec miesiąca, ale nie zdążyłam go wręczyć.
Bo 31 stycznia ok. godz. 10 rozpoczęło się dobijanie do drzwi.
– Do mieszkania wtargnął pijany właściciel oznajmiając, że nie będzie ze mną rozmawiał – relacjonuje pani Joanna. – Zdemontował drzwi, zaczął gołymi rękami wyjmować szyby z okien, w pewnym momencie podbiegł do mnie, popchnął mnie i opluł – wspomina pani Joanna. – Najgorsze, że miał w ręku nóż, co prawda z ostrzem skierowanym do dołu, ale wszystko działo się na oczach dzieci. Mówił, że doprowadziłam mieszkanie do złego stanu i je zadłużyłam. Rozciął sobie rękę, krew pojawiła się na ścianach.
Szarpał za mundury
Kobieta wezwała policję.
– Interwencja dotyczyła konfliktu między osobą wynajmującą a właścicielem nieruchomości – informuje asp. szt. Dorota Krukowska-Bubiło, rzecznik prasowy zamojskiej policji. – Konflikt spowodowany był rozpoczynającym się tego dnia remontem mieszkania, który był zapowiadany.
Mundurowi wyprowadzili właściciela kamienicy na zewnątrz.
– W trakcie interwencji nietrzeźwy mężczyzna był agresywny wobec policjantów, szarpał ich za mundury, popychał, a jednego zepchnął ze schodów tarasowych – relacjonuje pani rzecznik.
W związku z tym funkcjonariusze zatrzymali mężczyznę, a następnie został on doprowadzony do policyjnego aresztu. Właściciel kamienicy usłyszał zarzut naruszenia nietykalności cielesnej policjantów podczas i w związku z wykonywaniem przez nich obowiązków służbowych. Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności.
Dość szkalowania
Nasza rozmówczyni wyprowadziła się z wynajmowanego mieszkania, podobnie zrobiła jej córka.
– Na skutek przeżytego horroru córka przez kilka dni nie jadła, a jej dziecko do tej pory ma kłopoty z zaśnięciem – przekazuje pani Joanna. – Bez wizyty u psychologa chyba byśmy sobie nie poradziły. Mieszkałyśmy kątem trochę u znajomych, trochę u rodziny. Najgorsze, że już po tym koszmarze w mediach społecznościowych pojawiły się nieprawdziwe informacje na mój temat, że jestem bałaganiarą i nieuczciwym najemcą. Łatwo domyślić się, kto mnie szkaluje. Powiadomiłam już o tym policję. Jeżeli jestem cokolwiek dłużna temu panu, to niech to rozstrzygnie sąd.
Dodaje, że mężczyzna powinien dodatkowo odpowiedzieć za naruszenie miru domowego.
– Mój mocodawca dąży do polubownego zakończenia sporu i liczę na to, że tak też się stanie – powiedziała nam reprezentująca właściciela kamienicy mec. Anna Kapuścińska-Spinelli.
To ja dziękuję policji
Właściciel kamienicy nie chciał z nami rozmawiać, ale później zmienił zdanie. Potwierdził, że 31 stycznia był w wynajmowanym przez panią Joannę mieszkaniu „w celu eliminacji grzyba i pleśni”, a poza tym miał tam również swoje rzeczy osobiste. Czy był pijany? To „narracja” najemczyni, a policja „po prostu posłuchała kobiety” (mężczyzna odmówił zbadania stanu trzeźwości).
Zapewnia, że nie jest osobą konfliktową i że dba o wszystkich swoich lokatorów. To była już najemczyni – jak podnosi – jest „znana w Zamościu, że lubi zaniedbywać lokale i w złych stosunkach się rozstawać z wynajmującymi”.
Co ciekawe, do interweniujących funkcjonariuszy nie ma pretensji. „Mało tego, na koniec podziękowałem im za to, że przyjechali” – napisał do nas właściciel kamienicy.
Napisz komentarz
Komentarze