Gabrysia Bryk urodziła się ze złożoną siniczą śmiertelną wadą serca. Przeszła wiele operacji, ale tej, która mogłaby uratować jej życie w Polsce by się nie doczekała. Szansę dali jej specjaliści z innego kontynentu. Potwornie droga operacja była jedyną szansą, której nie można było zaprzepaścić. Kilka miesięcy ludzie, znajomi z rodzinnego Tomaszowa Lubelskiego, ale i nieznajomi, fundacje zbierały grosz do grosza. W krytycznym momencie zbiórki, gdy do jej końca zostało zaledwie kilka dni, a na koncie brakowało miliona złotych, przyszła dobra wiadomość, że operacja zostanie sfinansowana przez ministerstwo zdrowia. Już po swoich 10 urodzinach Gabrysia poleciała z rodzicami do Bostonu. 1 marca przeszła bardzo skomplikowaną operację. 13 marca wypisano ją ze szpitala. Na razie razem z rodzicami przebywa w wynajmowanym mieszkaniu. Przyjmuje leki, zażywa spacerów. Rodzice dogadzają jej kulinarnie, bo dużo schudła podczas pobytu w szpitalu.
Boston – Tomaszów – Zabrze
– Czekamy na wizytę kontrolną, żeby potwierdzić dobre wyniki Gabrysi, czyli m.in. brak płynu w płucach. Trzeba też ściągnąć szwy po drenach. Jeśli tylko dostaniemy zielone światło, wracamy do domu – mówi Joanna Domańska-Bryk, mama dziewczynki. Choć jest zmęczona czuwaniem, załatwianiem różnych spraw i relacjonowaniem całej sytuacji w mediach społecznościowych, które śledzi tysiące osób trzymających za Gabrysię kciuki, to znajduje jeszcze chwilę, żeby i z nami porozmawiać.
Tłumaczy, że to jeszcze nie jest koniec. Bo Gabrysię na pewno czeka kolejna operacja w Bostonie, związana z zamknięciem pozostawionych otworów w utworzonej pomiędzy komorami przegrodzie. Dziewczynka ma też wstawioną sztuczną zastawkę w tętnicy, która będzie wymagała wymiany w przyszłości. Być może, że w czasie zamykania otworów nie zostanie wymieniona, a lekarze zrobią to podczas innego zabiegu operacyjnego. Pod obserwacją są też tętnice płucne, które zostały poszerzone w czasie operacji.
– Po powrocie do Polski czekają nas comiesięczne kontrole w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Musimy trzymać rękę na pulsie, żeby niczego nie przeoczyć – opowiada nam pani Joanna.
– Mamy wysyłać na bieżąco wyniki badań oraz zapisy wszelkiej diagnostyki, typu UKG, rezonans, TK. Dr Emani będzie na odległość prowadził leczenie naszej córki. Prawdopodobnie na wakacjach polecimy na badania do Bostonu. Na tę chwilę, dr Emani powiedział, że za rok będzie podjęta kluczowa decyzja w sprawie drugiej operacji i zamknięcia otworów w przegrodzie między komorami – dodaje.
Wszystko zależy od tego, jak Gabrysia będzie funkcjonować. Dlatego ważne są kolejne miesiące. Rehabilitacja i terapia są konieczne. W szkole jeszcze jakiś czas Gabi się nie pojawi, bo musi się wzmocnić.
To jak cud
– Z tego, co nam powiedziano, Gabrysia jest w Dziecięcym Szpitalu w Bostonie pierwszym pacjentem z Zabrza. Lekarze z Polski byli zdziwieni, że Gabrysia może mieć dwukomorowe serce. My w to wierzyliśmy, modliliśmy się. Cieszymy się, że z pomocą ludzi dobrej woli, wspaniałych lekarzy i przede wszystkim Pana Boga udało się uratować nasze jedyne dziecko – mówi wzruszona mama.
Przypomina sobie w jak złym stanie Gabrysia była przed wylotem.
– Na szczęście zdążyliśmy ją uratować. Jesteśmy i będziemy do końca życia wdzięczni za dobro, które otrzymaliśmy od ludzi. Od ponad 10 lat żyjemy w permanentnym stresie, od kwietnia zeszłego roku mieliśmy tylko propozycję przeszczepu, a wiadomo jaka jest skomplikowana sytuacja w tym temacie, dlatego bardzo, ale to bardzo cieszymy się, że medycyna jest na takim poziomie i że znaleźliśmy ratunek w Boston Children's Hospital. Przed nami jeszcze wiele, ale nie możemy narzekać, bo nasze dziecko żyje i to jest najważniejsze. Wszystkim ludziom dobrej woli życzymy, aby dobro, które otrzymaliśmy wróciło szybko i to ze zdwojoną siłą – dodaje Joanna Domańska-Bryk.
Napisz komentarz
Komentarze