We wsi Króle Stare (gm. Księżpol) mieszkały 52 rodziny. Jak wspominał Jan Karasiński tylko pięć z nich było wyznania rzymskokatolickiego. Resztę stanowili wyznawcy prawosławia. W okolicach tej wsi Niemcy rozstawili liczne posterunki.
"Ok. godz. 18 artyleria ustawiona w pobliskich zaroślach zaczyna ostrzeliwanie najbliższej wsi Majdan Nowy, odległej od Króli Starych o 2 km (...). Po kilkunastu salwach Majdan Nowy stanął w płomieniach" – pisał Jan Karasiński. "Wtedy Niemcy ruszają gęstą tyralierą do płonącej wsi. Z mieszkańców wsi tylko część zdążyła uciec. Pijani Niemcy strzelali do wszystkich napotkanych i podpalili budynki stojące na uboczu".
Wielka akcja wysiedleńczo-pacyfikacyjna na Zamojszczyźnie rozpoczęła się jeszcze w 1942 r. (pisaliśmy o tym wielokrotnie). Spotkała się jednak z silną reakcją polskiego podziemia. Dochodziło do licznych starć, nawet do otwartych bitew z Niemcami (np. pod Wojdą czy Zaborecznem). W efekcie okupanci musieli na jakiś czas przerwać wysiedlenia naszego regionu.
Jednak ruszyły one ponownie – ze zdwojoną siłą – 23 czerwca 1943 r. Tę nową, brutalną operację pod kryptonimem "Werwolf" (wilkołak) przeprowadziły m.in. 154 i 174 dywizja Wehrmachtu (w sumie było to ok. 10 tys. żołnierzy), kilka batalionów policji oraz zmotoryzowane oddziały niemieckiej żandarmerii. Działania okupantów były wyjątkowo brutalne. Miały na celu "całkowite oczyszczenie terenu z Polaków". Nasze miejsce na Zamojszczyźnie mieli zająć niemieccy i ukraińscy koloniści.
Jan Karasiński obserwował pacyfikację wiosek: Majdan Nowy, Majdan Stary, Króle Stare oraz miejscowości Zynie. Swoją wstrząsającą relację przesłał w 1963 r. do "Wrocławskiego Tygodnika Katolików". "Zapada wieczór, wieś się pali, widać wielką łunę i słychać pojedyncze strzały. Za kilka dni, po odejściu Niemców (z Majdanu Nowego) okazało się, że zamordowali we wsi 57 osób, w tym kobiety, dzieci i starców" – czytamy w relacji Jana Karasińskiego. "Do naszej wsi na razie nie przyszli, ale pomimo to postanawiamy na noc udać się do lasu, zabierając bydło i ręczne pakunki".
Tam mieszkańcy przeczekali także następny dzień. Nie wszyscy tak zrobili. I zapłacili za to najwyższą cenę. Ukryci w lesie ludzie dowiedzieli się, iż Niemcy zastrzelili wówczas Magdalenę Ksiądz, żonę sołtysa Króli Starych, Annę Psiuk oraz Piotra Kulaszę, który pasł bydło na swojej łące. Postrzelona została także Anna Żerebiec oraz jej mąż Michał, miejscowy gajowy. Nie tylko.
Z rozstawionych co 100 metrów posterunków Niemcy strzelali do wszystkiego co się w Królach Starych ruszało: także do kur, psów, ptaków i okolicznych kotów.
"Nadchodzi druga noc spędzana w lesie. Straszna noc. Leje deszcz, krowy ryczą, dzieci i kobiety płaczą (...)" – czytamy w relacji. "W nocy zauważamy łunę nad naszą wioską (...). Okazało się, że (Niemcy) dla zabawy wystrzelili pociski zapalające na budynki Jana Chyły. Rodzina Chyły była w lesie, tylko on pozostał pilnować gospodarki. Oprócz zabudowań (...) spaliły się 3 krowy, jałówka, 2 wieprze, nie licząc drobiu i narzędzi rolniczych. Chyła ratując dobytek, uległ poparzeniom i po kilku dniach zmarł w szpitalu w Tarnogrodzie".
Po pewnym czasie okazało się, że także w lesie nie było już bezpiecznie.
"Rozeszła się wieść, że przez las idzie tyraliera niemiecka i kogo napotkają – zabijają na miejscu. Wróciliśmy więc pod ostrzałem do wsi" – wspominał Jan Karasiński. "O godz. 14 wpadli do naszej wsi Niemcy. Grupami, automaty w rękach, za pasem granaty. Rękawy mundurów i koszul podwinięte. Brudni, nieogoleni, ze złymi i wściekłymi spojrzeniami".
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze