Matylda Bień obecnie ma 19 lat. Jest rodowitą hrubieszowianką. Rozpoczynała naukę w „Trójce” w Hrubieszowie, a potem kontynuowała ją w Liceum Ogólnokształcącym (profil matematyczno-geograficzny) w „Kościuszce”. W ubiegłym roku rozpoczęła studia w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. A z karate po raz pierwszy zetknęła się wieku 3-4 lat.
– To było za sprawą moich kuzynów – opowiada Matylda Bień. – Kuzyni trenowali karate. W czasie wakacji spotykałam się z nimi u babci w Hrubieszowie. No i pokazywali mi różne ciosy. Nazywaliśmy to „karatowaniem”. Bardzo mi się to jakoś spodobało – wspomina karateczka z Hrubieszowa.
Przy stawianiu pierwszych kroków w karate Matylda Bień miała jakieś 3-4 lata. Kuzyni było starsi. Potem męczyła rodziców, żeby koniecznie zapisali ją na zajęcia w sekcji karate.
– No i jak miałam 5-6 lat, to ulegli moim namowom i zapisali mnie do hrubieszowskiej sekcji karate – wspomina 19-letnia hrubieszowianka.
I nagle wszystko zaczęło się układać
Matylda Bień rozpoczęła zajęcia w sekcji karate kyokushin w Hrubieszowie pod okiem sensei Marka Wołosa.
– Początkowo to była bardziej zabawa. Wtedy nie myślałam raczej o prawdziwym trenowaniu. Wtedy jeszcze nie brałam pod uwagę, że będę jeździć na zawody karate i z kimkolwiek konkurować w tej dyscyplinie. Ale pasja do karate rozpalała się we mnie coraz bardziej. Gdy pokonywałam kolejne szczeble wtajemniczenia, treningi stawały się coraz trudniejsze – zaznacza Matylda Bień.
Zabawa zabawą, ale zdarzały się Matyldzie Bień chwile słabości. Wtedy nachodziły ją wątpliwości, czy trenowanie karate faktycznie jest dla niej. Treningi nie przeszkadzały jej w nauce.
– Ale jako nastolatka nie raz musiałam rezygnować z wspólnych wyjść, wypadów czy imprez ze swoimi rówieśnikami. Innym razem bardziej chciałam poleniuchować lub obejrzeć jakiś film, o którym rozmawiali w naszej klasie. A ja w tym czasie musiałam 2 razy w tygodniu na trening. I nie było tłumaczenia, że boli, ze już mam dość... – tłumaczy Matylda Bień.
– Oczywiście, zdarzyło się, że myślałam, kurcze, nie wiem, czy to karate jest dla mnie, czy jest sens tyle czasu na poświęcać na treningi. No i te moje wątpliwości rozwiązały się same. Okazało się, że mam chory kręgosłup. A konkretnie skoliozę. No i lekarz wprost kazał mi trenować. Tłumaczył, że to zdrowe dla mojego kręgosłupa, na pewno pomoże mi w rehabilitacji i zapobiegnie postępom choroby. To trochę mnie przymuszało do ćwiczeń, ale po chwilach słabości kryzys znikał i dalej trenowałam z zapałem i werwą. Tak więc można powiedzieć, że choroba była dla mnie takim szczęściem w nieszczęściu – tłumaczy Matylda Bień.
W pewnym momencie doszła do wniosku, że trenowanie karate dla samej zabawy przestało jej wystarczać. Potrzebowała większych wyzwań, konkurowania, częstszych wyjazdów na zawody.
– Prawdziwa pasja zrodziła się we mnie, gdy w 2019 r, zdecydowałam się przejść do klubu karate w Zamościu. To był dla mnie bardzo ważny etap. Trzeba było podjąć radykalne i odpowiedzialne decyzje. Na treningi dojeżdżałam z Hrubieszowa. W Zamościu trenował mnie shihan Krzysztof Policha. Na początku było mi bardzo trudno. Zwłaszcza że omijały mnie sukcesy na zawodach. Byłam już tym nawet trochę podłamana, bo naprawdę bardzo dużo trenowałam codziennie, znacznie więcej niż moi rówieśnicy, a sukcesy jakoś mnie omijały – hrubieszowianka wspomina z lekkim smutkiem.
Matylda Bień poczuła, że musi radykalnie zmienić podejście do trenowania.
– Zaczęłam trenować jeszcze więcej. Skorzystałam z kilku wizyt u psychologa sportowego. No i jakoś wszystko wreszcie się jakby na mnie otworzyło. Covida bardzo dobrze przepracowałam i dzięki temu, gdy wróciliśmy do trenowania w klubie, wreszcie wszystko zaczęło mi ładnie wychodzić – relacjonuje karateczka z Hrubieszowa.
Nie zamierzam odpuszczać
Pierwszy większy sukces Matyldy Bień to było trzecie miejsce podczas Mistrzostw Polski w karate kyokushin. A w listopadzie 2022 r. Matylda pojechała do Myślenic na Śląsku i wystartowała w Mistrzostwach Europy.
– Wystąpiłam tam trochę jako taki „czarny koń”. Nikt na mnie nie stawiał. Ledwie skończyłam 18 lat, a tam rywalizowały kobiety, które trenowały dłużej niż ja miałam lat. No i mimo to zrobiłam bardzo dobry start. Pokonałam kilka naprawdę bardzo dobrych zawodniczek, a jedna była nawet wicemistrzynią Europy. Pokonałam również jedną dziewczynę z Węgier. No i tak doszłam do finału. A w finale również bardzo ładnie zawalczyłam. No i zdobyłam 2 miejsce. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Miejsce na podium stało się dla mnie przepustką do Mistrzostw Świata w Tokio – opowiada Matylda Bień.
Wyprawa samolotem do Japonii była dla hrubieszowianki niesamowita przygodą. – Odległy kraj, zupełnie inna kultura. Po prostu człowiek czuje się tam trochę jak w bajce – tłumaczy.
– Natomiast jeśli chodzi o zawody, ich poziom był niesamowity. W ogóle wszystko robiło wyjątkowo silne wrażenie. Niech wystarczy tylko fakt, że na macie mogłam stać razem z karatekami, których w dzieciństwie oglądałam w telewizji. Po tych zawodach zrozumiałam, że chcę kiedyś w Japonii stanąć na podium. Nie przestanę, dopóki tego nie osiągnę. Wytęp na Mistrzostwach Świata w Tokio na pewno nauczył mnie, że dalej muszę intensywnie pracować i jednocześnie być konsekwentną, a nawet upartą i niezłomnie dążyć do tego celu – wyznaje karateczka z Hrubieszowa.
Napisz komentarz
Komentarze