Protest przewoźników na drodze dojazdowej do przejścia granicznego w Hrebennem rozpoczął się 6 listopada ubiegłego roku. Protestujący w rejonie skrzyżowania drogi krajowej nr 17 z drogą wojewódzką nr 867 blokowali jeden pasu ruchu dla pojazdów ciężarowych jadących w kierunku Ukrainy. Przepuszczanych było kilka pojazdów na godzinę w kierunku granicy. Przy czym blokada nie dotyczyła pojazdów z pomocą humanitarną, przewożących szybko psującą się żywność i paliwo.
Nad bezpieczeństwem protestujących i oczekujących w kolejce i mieszkańców stale czuwali policjanci.
– Funkcjonariusze zapewniali płynność ruchu na skrzyżowaniach, drogach dojazdowych do przejścia granicznego i okolicznych posesji. Przez cały okres zabezpieczenia protestu nie odnotowaliśmy poważnych zdarzeń czy incydentów z udziałem osób w nim uczestniczących – podsumowuje młodszy aspirant Małgorzata Pawłowska, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Tomaszowie Lubelskim.
Protest został zawieszony przez jego organizatorów od 17 stycznia do 1 marca. Ruch pojazdów ciężarowych został przywrócony.
Niesatysfakcjonujące rozwiązanie
Zawieszenie protestu odbyło się po podpisaniu przez Macieja Borkowskiego (przewodniczący zgromadzenia przed przejściem granicznym w Hrebennem), Tomasza Borkowskiego (przewodniczący zgromadzenia w Korczowej) i Edytę Ozygałę (przewodnicząca zgromadzenia w Dorohusku) porozumienia z Dariuszem Klimczakiem – ministrem infrastruktury.
Skomentował je w mediach społecznościowych Rafał Mekler, lider Klubu Konfederacji na Lubelszczyźnie, przedsiębiorca, który od początku wspierał polskich przewoźników i sam protestował na granicy.
Na wstępie zaznaczył, że rozumie, iż porozumienie i zawieszenie protestu to rozwiązanie „mało satysfakcjonujące, raczej optymalne”.
„Staliśmy 72 dni, w mrozie, deszczu, śniegu. Od ponad trzech tygodni strona ukraińska nie rozmawiała z nami, strona unijna nie rozmawiała z nami od ponad miesiąca. Jedynym partnerem było i jest ministerstwo [infrastruktury – dod. red.]. Moglibyśmy stać nawet kolejne 72 dni, a Ukraińcy mimo to nie ustąpiliby na krok, bo ich kierowcy stojący po naszej stronie nie znaczą dla nich wiele” – ocenia Rafał Mekler i dodaje „Dziś wiem, że błędem było założenie że Ukraina będzie elastyczniejsza w negocjacjach przez wzgląd na swoich kierowców, bowiem troska o los ich ludzi u nas nie była dostatecznym lewarem”.
Opisuje, że na niekorzyść protestujących była „machina propagandowa pracująca na potrzeby wojny”.
- Przeczytaj też: „Ukraińcy odbierają nam chleb”. Drugi tydzień protestu przewoźników w Hrebennem
- Hrebenne: Kolejka na 58 km, 700 ciężarówek i 160 godzin czekania. Przewoźnicy protestują, a Ukraińcy krzyczą "Smert' Lacham”
„To przez nas "ginęli ludzie", "nie jechał sprzęt wojskowy", chociaż gdy w poście udowodniłem, że jechał, to nastąpiła natychmiastowa zmiana narracji i oskarżenia o działania informacyjne względem Rosji. Słowem od Ukrainy nie dostaliśmy wiele, i dalsze stanie niewiele by to zmieniło, po prostu brak narzędzia wywierania presji” – tak Mekler tłumaczy ustąpienie z granic przewoźników. Jako kolejny powód podaje zastój w transporcie.
„Od stycznia do marca w transporcie jest z reguły zastój, ładunków jest mało, stawki niskie, wiele firm stoi, jaki byłby sens blokować finalnie pustą granicę?” – objaśnia Mekler. „Dodatkowo Ukraina boryka się obecnie z poważnymi problemami na froncie i każda porażka byłaby w światowym mainstreamie scedowana na nas, i choć nie byłaby to prawda, nikt by nie słuchał tłumaczenia, ukraińska propaganda pracuje wzorowo i tutaj ponieślibyśmy klęskę” – opisuje polityk.
Może teraz rząd pomoże
Zrozumienia problemów Polaków wśród narodu ukraińskiego już się nie spodziewa. Pomocy ze strony Unii Europejskiej na razie też nie: „Z eurokratami kontakt urwał się nam tygodnie temu, zachód stoi za Ukrainą murem. Nie wchodzę w przyczyny takiego stanu, ale jak nie wiadomo o co chodzi, to z reguły chodzi o pieniądze”.
Pisze natomiast, że iskierkę nadziei widzi w rozmowach z polskim ministerstwem infrastruktury.
„Sprawa nie jest prosta, bowiem należy przekonać większość ministrów transportu krajów UE, aby większość przegłosowała zmianę tej umowy. Dajemy mandat zaufania i czas do działania. Jest na to półtora miesiąca, przy ministerstwie powołano ciało doradcze złożone z protestujących, które będzie uczestniczyć w całym procesie. Zawieszamy protest, nie zamykamy go, mamy zgłoszenia na protest prawie do połowy marca, infrastruktura na granicach zostaje, to nie jest zakończenie, a tylko pauza strategiczna” – informuje poseł Konfederacji.
– Jestem wdzięczny organizatorom protestów za zrozumienie. Mam nadzieję, że do 1 marca 2024 r. uda się zrealizować działania wskazane w podpisanym przez nas porozumieniu. Moim celem jest dążenie do równowagi na rynku międzynarodowych przewozów drogowych towarów w relacji Polska-Ukraina oraz objęcie należytą ochroną interesów rodzimych przewoźników drogowych – powiedział minister infrastruktury Dariusz Klimczak.
Czym ma się zająć ministerstwo? W porozumieniu zapisano, że Ministerstwo Infrastruktury ma monitorować realizację uzgodnień strony polskiej ze stroną ukraińską (chodzi o uzgodnienia podjęte 20 grudnia ub.r. w Warszawie i 22 grudnia ub.r. w Kijowie), szczególnie przestrzegania ich po stronie ukraińskiej. Wymieniono tu m.in.: funkcjonowanie e-kolejki jednakowe dla przewoźników z Polski i Ukrainy, wydłużenie okresu pobytu ciężarówek zarejestrowanych za granicą na terytorium Ukrainy z 20 do 60 dni. Od ministra wymaga się rozpoczęcia rozmów z Komisją Europejską w zakresie wsparcia finansowego dla polskich przedsiębiorców transportu drogowego, którzy stracili rynek. |
Napisz komentarz
Komentarze