– Na manifestację do Warszawy z różnych stron powiatu hrubieszowskiego pojechały co najmniej trzy autokary. W sumie 150–200 osób – relacjonuje jeden rolników z powiatu hrubieszowskiego, którzy 6 marca pojechali do stolicy.
– To był mój drugi rolniczy protest w Warszawie. Pierwszy był prawdziwie rolniczy, oddolny. A ten ostatni odczułem jako przede wszystkim protest polityczny. Wziąłem udział w czymś, z czego nie jestem dumny. Jako rolnik nie pojechałem manifestować swoich poglądów politycznych. Pojechałem, by walczyć o dobro rolnictwa. Dla prawdziwych rolników istotne są postulaty: zniesienie unijnej polityki Zielonego Ładu, a także ustabilizowanie Rynku Rolnego i zagwarantowanie opłacalności produkcji rolnej – podkreśla rolnik z gminy Werbkowice.
Nie każdy w koszulce „Oszukana wieś” to rolnik
Inny z uczestników protestu zaznacza:
– Nie jestem ani za obecną partią rządzącą, ani za PiS. Swoje poglądy polityczne nazwę bezpartyjnymi. 6 marca w Warszawie odczułem, że jestem na proteście PiS-u, Napisy na transparentach były skierowane do Tuska: „Wynoś się do Brukseli”, „Jesteś Niemcem”. Widać było, że oprócz rolników uczestnikami są bojówkarze. Ci ludzie nie przyjechali manifestować niczego, co jest związane z rolnictwem. Bardziej nazwałbym to jakąś zadymiarską chuligańską bojówką. Potrafię rozpoznać rolnika w tłumie. Nie będzie nim człowiek, który jedynie założy koszulkę z napisem „Rolnicy razem”, czy „Oszukana wieś”, albo „Solidarność RI”. W naszym autokarze nie było ani jednego jajka do rzucania w kogokolwiek, wieźliśmy jedynie flagi, trąbki i transparenty. Nikt nie pojechał na protest z myślą o jakiejkolwiek awanturze – zaznacza inny z rolników z powiatu hrubieszowskiego, którzy 6 marca manifestowali w Warszawie.
42–latek z gminy Werbkowice gospodaruje na blisko 50 hektarach.
– Wielka polityka średnio nas interesuje. Gdy kilka lat temu brałem kredyty, ktoś zrobił mi biznesplan. Czuję się oszukany. Obecnie jestem stratny w prowadzeniu gospodarstwa na jakieś 210 tys. zł . Nie jesteśmy wielkoobszarowymi gospodarzami. Ale te duże gospodarstwa, podobnie jak i te małe, ponoszą takie same koszty w przeliczeniu na jeden hektar. I nie ma ma różnicy, czy ci duzi przeżyją, a mali padną. Będziemy padać wszyscy. Nakład na jeden hektar ziemi jest taki sam. Nie da się go jeszcze bardziej zmniejszyć. Jakieś minimum musi być zachowane – zaznacza rolnik z gminy Werbkowice. – My rolnicy mamy swoje problemy. Za chwilę przed moimi drzwiami może stanąć komornik. Jeżeli sytuacja się nie poprawi, to nie wiem, co mam zrobić ze swoim gospodarstwem. Zakupiłem nowe maszyny. Rozwijałem swoje gospodarstwo w miarę możliwości. Nie przeinwestowałem. Owszem mam kredyty do spłacenia, podobnie jak znajomi rolnicy. Niech nikt ni zarzuca nam, że gospodarujemy nieracjonalnie. Wszystko mamy dzięki naszej ciężkiej pracy – przekonuje 42-latek z gminy Werbkowice.
Najpierw sprawy najistotniejsze dla rolników
Wiesław Gryn, organizator i współorganizator najważniejszych rolniczych protestów w naszym regionie nie mógł pojechać na ten ostatni w Warszawie.
– Ale dotarły do mnie relacje uczestników, widziałem również relacje w telewizji. Wynika z nich jasno, że z problemów rolników uczyniono sobie okazję do typowo politycznej manifestacji. Dlatego zrobimy wszystko, aby sobotnie rozmowy przedstawicieli organizacji rolniczych z premierem nie zostały zdominowane przez żądania wyjaśnień w sprawie interwencji służb porządkowych podczas protestu w stolicy. O tym również będzie można porozmawiać, ale dopiero po wiążących ustaleniach w sprawach dla rolników najważniejszych – zaznacza Wiesław Gryn, wiceprezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego.
Napisz komentarz
Komentarze