Założę się, że nie wie Pan, kiedy i jak te 35 lat zleciało... Jak zaczęła się Pana przygoda ze sztuką?
– Czułem to podskórnie już w przedszkolu. Kończyłem laurki kolegów, bo najlepiej mi szło rysowanie. A potem się strasznie śpieszyłem z malowaniem po studiach, bo podczas studiów wróżka wywróżyła mi, że będę żył tylko 42 lata (śmiech). Więc byłem i jestem bardzo pracowity, mimo przeciwności losu.
Jakie malarstwo Pan uprawia?
– Wciąż jest to malarstwo figuratywne o tradycyjnych korzeniach, przedstawiające, po trosze surrealistyczne. W charakterze szeroko rozumianego realizmu magicznego.
Gdzie szuka Pan inspiracji?
– Inspiracje to zwykłe życie, a także życie wewnętrzne i wyobraźnia. Pamiętam jako dziecko, gdy patrzyłem na pejzaż czy na rzecz, to wyobrażałem sobie coś innego. Bawiłem się w wyobraźni obrazami. Często mój obraz to zaskakujące połączenie sprzecznych symboli.
W latach 80. był Pan jednym z uczestnikiem wyprawy rowerowej po wschodnich krańcach ówczesnego województwa zamojskiego, do której powrócił Adam Kulik w swojej najnowszej publikacji „Nostalgia Wschodu. Śladami Unitów”. Jak Pan ją zapamiętał? Czy wśród prac, które znalazły się na wystawie jubileuszowej „Mój teatr”, znalazły się nawiązania do wspomnianej wyprawy?
– To były piękne wyprawy. Wymagające kondycji i zdrowia. Ale byliśmy młodzi. Podróżowaliśmy z Adamem Kulikiem, Henrykiem Szkutnikiem i nieżyjącym już Markiem Terleckim. Podczas jednej z wypraw dojechaliśmy z Adamem na rowerach aż do Ustrzyk Dolnych. Czasem szkicowałem odwiedzane drewniane cerkiewki. Charakter tych rysunków widoczny jest w moich martwych naturach, pierwotnych szkicach do obrazów. Ale to obrazy tzw. wewnętrzne.
Jak dobierał Pan swoje obrazy na wystawę podsumowującą 35-lecie pracy twórczej?
– Na wystawie pokazuję też pierwsze szkice, rysunki z wizerunkami moich córek i bliskich. Ale skupiłem się głównie na ostatnich, najnowszych obrazach, które można podzielić na dwa nurty – groteskowy i liryczny.
Gdzie poza Zamościem można oglądać Pana dzieła?
– Mam stałą współpracę z Domem Aukcyjnym Agra Art w Warszawie. Biorę udział w aukcjach „Sztuka wyobraźni”. Współpracuję też z prywatną Galerią „Raven” w Krakowie.
Czego, oprócz weny twórczej, można Panu życzyć?
– Czego życzyć? Przede wszystkim zdrowia. Zbyt szalone tempo wyczerpuje. Być łaskawym dla siebie. Nie muszę niczego udowadniać i starać się być zauważonym. Nie mniej niż gwiazdy i drzewa mam prawo być tutaj. Być w pokoju z Bogiem.
Jerzy Tyburski urodził się w 1964 r. w Lubaczowie. Absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zamościu. Studia na Wydziale Nauk Humanistycznych, Katedra Historii Sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dyplom w 1989 r. W latach 1986-89 uczęszczał na zajęcia w pracowni malarstwa prof. Mariana Stelmasika i adiunkta Jacka Wojciechowskiego w Instytucie Wychowania Artystycznego na UMCS w Lublinie. Studia podyplomowe SGH Warszawa – dyplom Menadżer Kultury. Dwukrotny stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki. Członek Związku Polskich Artystów Plastyków. Twórczość w dziedzinie malarstwa i grafiki. Autor wielu wystaw indywidualnych i uczestnik zbiorowych. Od 2002 r. pełni funkcję dyrektora BWA Galerii Zamojskiej. Wystawę jubileuszową „Mój teatr” można oglądać do 9 czerwca. |
Napisz komentarz
Komentarze