Dzisiaj (czwartek 16 maja) pracownicy Poczty Polskiej urządzili strajk ostrzegawczy. Przez dwie godziny nie wykonywali swoich obowiązków. W ten sposób walczą o wyższe pensje i chcą zablokować plany prezesa spółki.
Sebastian Mikosz, który objął stanowisko w marcu, zamierza zmniejszyć zatrudnienie. Już ograniczono czas pracy części placówek. Wszystko przez fatalny stan firmy. Za 2023 rok PP zanotowała blisko 800 mln zł straty.
Kierownictwo Poczty Polskiej zapowiedziało też likwidację części placówek, m.in. w Dołhobyczowie i Horodle (powiat hrubieszowski), a także w Bodaczowie w gm. Szczebrzeszyn w powiecie zamojskim. W Bodaczowie placówka zawiesza działalność od 19 maja.
Na terenie gminy Szczebrzeszyn funkcjonuje placówka pocztowa w Szczebrzeszynie, przy ul. Zamojskiej 13 (jest czynna od poniedziałku do czwartku w godzinach od 8.30 do 15.30, w piątki w godzinach od 8.30 do 20.00).
Zimny jak prezes
– Sam strajk niczego nie da i większość z tych, z którymi ja rozmawiam, doskonale to rozumie – mówi Mikosz w rozmowie z businesinsider.pl.
- Przeczytaj też: Jest bardzo źle. Poczta Polska będzie zamykać placówki i skracać godziny pracy
- Kierownictwo Poczty Polskiej zapowiedziało likwidację w Horodle. Czy uda się ją obronić?
- "Nie" dla likwidacji! Znowu stają w obronie poczty w Dołhobyczowie
I tłumaczy, że zmiany są konieczne, bo Poczta Polska przegrywa na rynku. Konkurencją są oczywiście prywatne firmy kurierskie.
Z samych listów PP nie przeżyje. Choćby dlatego, że wysyłanych jest ich coraz mniej – rocznie to ok. miliard listów, jakie dostarcza spółka. Dlatego firma musi mocno wejść w rynek paczek.
– Musimy przygotować się do znaczącego spadku tego wolumenu, zawalczyć o rynek paczki, rynek kurierski, który jest bardzo rosnący, na pewno postawić na usługi e-doręczeń, ale też dodać do tego usługi finansowe, dodać do tego usługi detaliczne – mówił Mikosz.
Co boli pocztę?
Jeśli porównać PP z firmami kurierskimi, to państwowa spółka wypada na tym tle blado. Na przykład hitem w Polsce są paczkomaty. Stoją niemal na każdym rogu, ale te PP jakoś trudno zobaczyć. I to nie jedyny minus firmy.
– Przez ostatnie 8 lat firma została doprowadzona do praktycznego wyjścia z rynku. Mam o to gigantyczny żal – mówi PAP Mikosz.
I wylicza, że firma przegapiła moment, w którym mogła mocno zaistnieć w handlu internetowym. Mogła dostarczać paczki, tak jak robią to prywatne przedsiębiorstwa.
Są także zapóźnienia technologiczne. Nie było inwestycji z systemy informatyczne.
– Jesteśmy takim skansenem informatycznym, firmą, która funkcjonuje chyba w oparciu o najstarsze dostępne systemy. Szacujemy, że w tej chwili wyjście z długu technologicznego, to jest koszt rzędu pół miliarda złotych. Musimy kupić co najmniej 23 tys. komputerów, zainstalować zupełnie nowe oprogramowanie. Operujemy na systemach, które mają nawet 20 lat – wylicza prezes.
Napisz komentarz
Komentarze