„Rysopis podejrzanego: tęgiej budowy ciała, wzrost około 170-180 cm, włosy krótkie jasne, twarz owalna. Ubrany był prawdopodobnie w spodnie, dżinsy koloru granatowego, koszulkę z krótkim rękawem koloru granatowego, może posiadać przy sobie bluzę lub kurtkę koloru jasnego” – na stronie internetowej policji Jacek Jaworek nadal widnieje jako poszukiwany.
W ciągu najbliższych godzin sytuacja może się jednak zmienić.
Czytaj też: Tomaszów Lubelski: Pijany syn pobił matkę. Uderzył 67-latkę "z główki" w nos
Ciało na boisku
W piątek 19 lipca w Dąbrowie Zielonej, czyli ok. 5 km od Borowców – miejsca zbrodni, na miejscowym boisku znaleziono martwego mężczyznę z raną postrzałową głowy. Zwłoki odkryli pracownicy porządkujący teren w pobliżu szkoły. Obok ciała leżała broń.
Prok. Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, powiedział wówczas, że nie może potwierdzić ani zaprzeczyć, że to zwłoki Jacka Jaworka.
Straszna zbrodnia
Jacek Jaworek jest podejrzewany o potrójne zabójstwo. Wszystko wskazuje, że to on 10 lipca 2021 r. we wsi Borowce koło Częstochowy zabił swojego brata, jego żonę i ich nastoletniego syna. Młodszy przeżył, bo schował się za kanapą. Sprawca oddał 10 strzałów z broni o kalibrze 7,65 mm.
Po tym zajściu Jacek Jaworek zapadł się pod ziemię. Policja podejrzewała, że wyjechał za granicę, gdzie wcześniej pracował. Że mógł zmienić wygląd. Że ktoś mu pomaga w ukrywaniu się.
Jednak żadna z tych wersji jednoznacznie się nie potwierdziła. Tak samo jak na razie nie ma potwierdzenia, że ciało na boisku to Jacek Jaworek. Żeby to ustalić, potrzebne jest badanie DNA.
Przeczytaj: Zamość: Ksiądz miał wykorzystywać seksualnie kobiety
Policja na razie milczy
Nieoficjalnie wiadomo jednak, że bliscy Jaworka mieli już zobaczyć ciało i potwierdzić, że to faktycznie zabójca rodziny z Borowców.
Śledczy na razie uparcie milczą. Ale ludzie mówią dużo. Np. to, że nagrania z monitoringu wskazują, że na boisku samobójca oddał dwa strzały. Pierwszy miał zrykoszetować, a dopiero drugi okazał się śmiertelny.
Jaworek przed śmiercią miał odwiedzić cmentarz i grób swoich ofiar. Na to wskazuje zapalony znicz, którego wcześniej nie było. Potem miał samochodem podjechać na boisku i tam ze sobą skończyć.
Poczucie winy czy osaczenie?
Nie mógł z tym żyć, nie umiał się dalej ukrywać. Policja pewnie także deptała mu po piętach – ocenia sytuacją Maciej Karczyński, pułkownik ABW w stanie spoczynku. W rozmowie z WP.pl tłumaczy, że nie chodziło o poczucie winy, ale o ciągłe ukrywanie się. O to, że ciągle jest poszukiwany i nie może prowadzić normalnego życia.
– Jeżeli ktoś nie używa telefonów komórkowych, unika mediów społecznościowych, to może być anonimowy przez długi czas. Jeżeli przebywa w hermetycznym, przestępczym środowisku, jeżeli zmienia wygląd, to wszystko pozwala mu w jakimś stopniu zniknąć. Ale widać nie do końca jest to skuteczne, bo wymierzając sobie sam karę, było to w mojej opinii podyktowane, podejrzewam, zarówno wyrzutami sumienia, jak i skutecznością służb, które były coraz bliżej – dodaje Maciej Karczyński.
Czytaj: Powiat tomaszowski: Pijany 33-latek z nożem w ręku groził bratu, że go zabije
Napisz komentarz
Komentarze