Na początku XX w. nasz kraj był podzielony między trzech zaborców. Po dziesiątkach lat niewoli Polacy walczyli jednak o wszystko, co miało jakiś związek ze wspólną tożsamością. Robiono to na różne sposoby. Jednym z takich pół bitewnych była "estetyka". Możemy o tym przeczytać m.in. w obszernym artykule pt. "Obrona piękności kraju" zamieszczonym w 1911 r. na łamach poczytnego i opiniotwórczego czasopisma "Świat".
"Szczególnego rodzaju walka w imię estetyki toczy się na naszych oczach" – czytamy w tym artykule". "Chodzi w niej o to wielkie zbiorowe dzieło, jakie ręka ludzka tworzy na tle przyrody i w ścisłym związku z nią: o wygląd zewnętrzny o charakter całego kraju (...). (Bo) zszarzały i zbrzydły ramy zewnętrzne życia".
Autor utyskiwał na koszmarnie brzydkie budownictwo przemysłowe, które było według niego tylko "odrażającym zlepkiem murów", nowe drogi i mosty, zmieniające całe okolice z sielskich na "czcze i monotonne" czy stawiane przy drogach paskudne tablice reklamowe (dzisiejsze są zapewne znacznie brzydsze i już wszędobylskie). Nie podobały mu się również nowe dworce kolejowe, szkoły oraz urzędy, które budowano podobno na jedną modłę, nawiązującą do stylistyki... zakładów poprawczych. W "sposób koszarowy" projektowano m.in. ziemiańskie dwory i domy czynszowe (w Zamościu pierwszy taki budynek stanął dopiero w 1929 r. przy ul. Piłsudskiego 13). Co można było z taką potworną brzydotą zrobić? Trzeba było działać!
"Akcya energiczna przeciw zwyrodnieniu smaku i szpeceniu kraju stała się u nas pilną (...)" – czytamy na łamach czasopisma "Świat". "Pół-cywilizacja tłumi w duszy polskiego chłopa naturalny instynkt piękna, który niegdyś popchnął go do wznoszenia tych pełnych harmonii kształtów budowlanych (chodzi np. o stare, drewniane kościoły i chaty – przyp. red.) i skłania go do zaciekłego ich niweczenia. Ich miejsce zajmuje intruz-dziwoląg: nowoczesna katedra na wsi!".
Według zniesmaczonego żurnalisty "Świata" taki kościół to smutny następca dawnego, rodzimego budownictwa. "Wieje od niego chłód i obcość. Nieszczerość i sztuczność odpychają od jego zimnych murów, które przecież nic wspólnego nie mogą mieć z tłem polskiego krajobrazu. To falsyfikat podwójnie chybiony, gdyż nie dość, że jest dziełem rzemieślniczej rutyny, która na próżno sili się na odtworzenie monumentalnej powagi historycznego stylu, ale wtłoczono ją na dobitek w najniewłaściwsze ramy".
Napisz komentarz
Komentarze