Ile pieniędzy brakuje na dokończenie "Wołynia"?
– Brakowało nam 2,5 mln zł, obecnie – dzięki m.in. takim spotkaniom jak w Zamościu – ta kwota się zmniejsza. Pieniądze cały czas spływają i jestem pewien, że w październiku odbędzie się premiera "Wołynia".
Pieniędzy na dokończenie filmu zabrakło nam nie dlatego, że jesteśmy nieudacznikami, ale już na starcie mieliśmy taką sytuację, że dwóch dużych koproducentów się wycofało. Jeden całkowicie, drugi radykalnie obniżył kwotę, którą obiecał nam na film. W efekcie na starcie mieliśmy 2 mln zł w "plecy". Potem doszły inne czynniki. O koszcie filmu decyduje ilość dni zdjęciowych. W przypadku "Wołynia" zdjęcia były realizowane w różnych miejscach kraju, a wzięło w nich udział wielu statystów, kaskaderów itp. To wszystko kosztuje. Widzowie zobaczą np. sekwencję bitwy, która nie zajmuje dużo czasu, natomiast realizowaliśmy ją chyba przez cztery lub pięć dni, a te dni poprzedziły próby.
Koproducenci wycofali się na "dzień dobry", bo temat jest trudny. Na jakie jeszcze przeszkody Pan napotkał?
– Kilku ukraińskich aktorów odmówiło udziału w filmie, bo po Kijowie podobno poszła plotka, że robimy go za pieniądze rosyjskie, co jest oczywiście nieprawdą. Zdaję sobie sprawę, że duża odpowiedzialność na mnie spoczywa. Film jest trudny, ale robię go najuczciwiej jak potrafię, choć zdaję sobie sprawę, że wszystkich nie da się zadowolić. Zależy mi, żeby ten film łączył, a nie dzielił Polaków i Ukraińców. Scenariusz był konsultowany przez polskich historyków. Myślę, że "Wołyń" będzie ważny z tego jeszcze powodu, że według badań połowa Polaków nie ma wiedzy na temat mordów dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich na polskich mieszkańcach Kresów Wschodnich. Na starcie wiedziałem, że film jest ważny, teraz zrobię wszystko, żeby był dobry. Sytuacja, w której zwróciłem się do społeczeństwa z apelem o finansowe wsparcie filmu, była dla mnie stresująca.
Banderowcy mordowali Polaków nie tylko na Wołyniu, ale również na Lubelszczyźnie, głównie w powiatach hrubieszowskim i tomaszowskim. W ub. roku dotarły do Pana unikatowe zdjęcia wykonane przez Wojciecha Iwulskiego, a dokumentujące mordy nacjonalistów ukraińskich m.in. w Szaleniku i Zatylu. Czy zamierza Pan wykorzystać je w swoim filmie?
– Fotografie są wstrząsające, ale na razie nie wiem, czy zostaną zagospodarowane na potrzeby naszego filmu. Już trzy lata siedzę w tym projekcie, obcowanie ze złem jest masakryczne. "Wołyń" w 95 proc. jest skończony, brakuje nam kilku scen zbiorowych, m.in. z egzekucji Żydów, obrony kościoła w Kisielinie oraz epilogu, w którym zobaczymy wypędzonych Polaków opuszczających na zawsze Kresy. Wierzę, że w październiku odbędzie się premiera filmu i najprawdopodobniej dojdzie do niej w Lublinie. Na pewno po tej stronie granicy "Wołyń" będzie zrozumiany.
Napisz komentarz
Komentarze