Bieliki leżały na polu w śniegu, jeden oddalony od drugiego o około 30 metrów. Były wycieńczone i przemarznięte, ale bez widocznych ran i okaleczeń. Zauważyli je po południu 16 lutego mieszkańcy Przeorska. Powiadomili miejscowych leśników. Ci zawiadomili służby Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która zajmuje się chronionymi gatunkami zwierząt.
– Nie podchodziliśmy blisko, żeby nie powodować dodatkowego stresu, ani żeby ptaki nie próbowały ucieczki. Żeby nie marnowały sił, których zostało im tak niewiele. Bieliki nie wyglądały na ranne, nie miały żadnych oznak okaleczenia, ślady nie wskazywały też na żadne próby schwytania tych pięknych zwierząt. Obok leżała na wpół zagrzebana w śniegu padlina nieokreślonego pochodzenia – opisuje Karol Jańczuk, podleśniczy Nadleśnictwa Tomaszów Lubelski.
Ptaki przewieziono do punktu weterynaryjnego zamojskiego zoo.
– Kiedy przetransportowano je do nas były w stanie agonalnym. Miały skurcze szponów, zamknięte dzioby, zapadłe oczy. Dostały od nas kroplówkę z lekarstwami – mówi Paweł Kulik, lekarz weterynarii z Zamościa.
Młodszy z ptaków na drugi dzień po zabiegach w Zamościu poczuł się lepiej. Trafił, na wszelki wypadek, na obserwację do Lublina, do schroniska prowadzonego przez Lubelskie Towarzystwo Ornitologiczne. Wkrótce ma opuścić wolierę.
Do Lublina przekazano także starszego bielika, który był bardziej łakomy i ma cięższe objawy zatrucia. Wciąż jest pod opieką lekarzy weterynarii w Lubelskim Centrum Małych Zwierząt. Pracownicy ośrodka nie udzielają informacji o stanie zdrowia skrzydlatego pacjenta.
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze