Patrząc tuż przed meczem w twarze naszych zawodników, dało się w nich zobaczyć skupienie połączone z oczekiwaniem na pierwszy gwizdek. Zamościanie rozpoczęli w zestawieniu: Wnuk – Puszkarski, Szymański, T. Fugiel, Mroczek (Kłoda), Sz. Fugiel, Gałaszkiewicz. I to właśnie ostatni z wymienionych graczy zdobył historyczną bramkę dla naszego zespołu. W kolejnych akcjach dała się jednak wyczuć nerwowość i to goście w 11 min prowadzili 5:2. Nasz zespół wypracowywał sobie okazje, ale seryjnie je marnował. Po kwadransie gry warszawiacy odskoczyli na 9:5, ale Padwa dzięki bramkom Szymona Fugiela zbliżyła się na jedno trafienie (9:10). Na przerwę zespół ze stolicy schodził, prowadząc 15:13.
– Może to dziwnie zabrzmi, ale lubimy takie sytuacje, gdy do przerwy nieznacznie przegrywamy. To wyzwala w nas dodatkową złość i tak też było tym razem. Znaliśmy swoją wartość i wiedzieliśmy, że rywal jest bardzo blisko. Trzeba było tylko w drugiej połowie pokazać charakter – zdradził nam to, co działo się w przerwie trener Marcin Czerwonka.
Druga połowa rozpoczęła się od trzech kapitalnych interwencji Karola Drabika. W ataku zaś nie pomylił się Paweł Puszkarski, a po chwili z biodra efektownie trafił Szymon Fugiel i mieliśmy remis. W 29 min zamościanie wyszli na prowadzenie (19:18), a po chwili kolejną efektowną bramkę rzutem z drugiej linii zdobył Szymon Fugiel. Do tego świetnie między słupkami spisywał się Drabik i Padwa prowadziła 20:18. Kilka minut później znakomitą zmianę dał Tomasz Sałach, który dwukrotnie pofrunął ponad linią obrony akademików, dziurawiąc z całej mocy siatkę.
Cały artykuł przeczytasz w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze