Wybraliśmy się w opisywane przez pana Tomasza miejsce. Chodnik w Łapiguzie (i części Sitańca – bo w tym miejscu dwie miejscowości ze sobą sąsiadują) rzeczywiście wygląda na nowy, solidny. Gdy idziemy nim w stronę Zamościa, tuż przed mostem na rzece Czarny Potok musimy przejść na drugą stronę ulicy. Trzeba wejść wówczas na most. Tam, dość nieoczekiwanie, chodnik się urywa.
I to jest dla miejscowych wyzwanie.
Pomóżcie. Bo dojdzie do tragedii!
Bo dalej trzeba iść w stronę Zamościa: po trawniku lub poboczem drogi. Widzimy w tym miejscu drogowy znak ostrzegawczy "Piesi" oraz tablicę informującą o tym, że wchodzimy na teren Zamościa. Po ok. stu metrach dochodzimy do przejścia dla pieszych. Gdy przedostajemy się nim na drugą stronę ulicy (innej możliwości nie ma), znów trafiamy na nieutwardzone, trawiaste pobocze. Tutaj pojawia się poważny dylemat.
– Piesi idący w stronę Zamościa mają dwie możliwości. Mogą iść tzw. starą drogą, przez tory. Kłopot w tym, że aby dojść do Zamościa, trzeba nałożyć jakieś pół kilometra marszu, a może jeszcze więcej – tłumaczy jeden z mieszkańców miejscowości Łapiguz (gm. Zamość). – Dlatego wiele osób rusza dalej krótszą drogą: przez wiadukt. Jest tam trochę miejsca na poboczu, ale idzie się cały czas po trawie (na samym wiadukcie istnieje jednak chodnik po obu stronach ulicy). To bardzo niebezpieczne.
– Odkąd wybudowano chodnik, ludzie znacznie chętniej wyruszają pieszo w stronę Zamościa. Do szkół chodzą przez ten wiadukt także nasze dzieci – dodaje pan Tomasz. – Tymczasem przez Łapiguz i m.in. ten nasz wiadukt auta pędzą czasami z szybkością ponad 100 kilometrów na godzinę. Naprawdę może za jakiś czas dojść do tragedii. Zwłaszcza po zmroku, gdy piesi są na drodze słabo widoczni. Napiszcie o naszych obawach!
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze