Już sama wizyta prezydenta Ukrainy w Sahryniu była prowokacją. Tak uważają nie tylko przedstawiciele środowisk kresowych, ale też historycy oraz przedstawiciele polskich władz. Przypomnijmy, że doszło do niej 8 lipca br., a więc w rocznicę "Krwawej Niedzieli", która stała się kulminacyjnym punktem ludobójstwa Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Prezydent Polski był tego dnia na Wołyniu. Andrzej Duda złożył wiązankę kwiatów, zapalił znicz i modlił się za ofiary w szczerym polu. Był to wymowny gest, bo jak powszechnie wiadomo zdecydowana większość ofiar ukraińskich ryzunów na Wołyniu do tej pory spoczywa bezimiennie w dołach śmierci, a przez wydany przez ukraiński IPN zakaz ekshumacji, poszukiwań i upamiętnień nie ma szans na zmianę tej sytuacji.
Tego samego dnia Petro Poroszenko pod okazałym pomnikiem w Sahryniu razem z rzeszą dowiezionych autokarami obywateli Ukrainy oddawał hołd najprawdopodobniej nie tylko ofiarom cywilnym, ale i – jak podnoszą przedstawiciele środowisk kresowych – obrońcom Sahrynia spod znaku UPA (podczas uroczystości wznoszono okrzyki "Sława Ukrainie/Herojam sława!", które były zawołaniem bojowym banderowców do ataku na polskie wsie). To podczas tych uroczystości prezes Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie Grzegorz Kuprianowicz obwiniał żołnierzy AK i BCh o popełnienie zbrodni przeciwko ludzkości na prawosławnych mieszkańcach wioski. Co wydarzyło się 10 marca 1944 r. w Sahryniu?
Dwa Sahrynie
Strona ukraińska podaje, że tego dnia "polscy bandyci" otoczyli wioskę, a następnie podpalili zabudowania i wymordowali ludność cywilną. Według ich najnowszych źródeł, we wsi Sahryń i jej koloniach zginęło 606 znanych z imienia i nazwiska mieszkańców narodowości ukraińskiej. Sahryń przed 10 marca 1944 r. przestawiany jest jako spokojna i bezbronna wieś.
Inaczej widzą to Polacy. Trzeba przypomnieć, że w 1943 r. Niemcy i będący na ich służbie Ukraińcy siłą wysiedlili z Sahrynia polską ludność, a na ich miejsce osadzono Ukraińców z powiatów tomaszowskiego i zamojskiego. Po drugie, z uwagi na silną placówkę UPA, Sahryń był kuszczem, a więc ukraińską twierdzą, obejmującą m. in. stanice Sahryń, kol. Sahryń, Miętkie, Mołożów, Pasieki, Wronowice, Turkowice i kol. Brzeziny. Z Sahrynia i okolicznych stanic pododdziały USN i oddziały UPA dokonywały napadów na ludność polską i polskie oddziały partyzanckie, a także terroryzowały oporną ludność ukraińską.
Na terenie kuszczu w Sahryniu – jak opisywał to w "Partyzanckim kraju" Jerzy Markiewicz – znajdowało się ok. 200 dobrze uzbrojonych członków UPA i Ukraińskiej Samoobrony narodowej (USN) oraz 22 policjantów ukraińskich. Decyzja o ataku na kuszcz sahryński została podjęta pod wpływem ustaleń wywiadu podziemia, który informował, że 16 marca 1944 r. dojdzie do ataku bojówek ukraińskich na polskie wioski. To było właśnie bezpośrednią przyczyną podjęcia wyprzedzających działań przez stronę polską. Akcja nie była wymierzona w ludność ukraińską, lecz w bazę UPA. Podczas ataku – jak podają polskie źródła – zginęło 150-300 Ukraińców. Wśród zabitych byli też cywile, choć dowódca całego zgrupowania AK i BCh por. Zenon Jachymek "Wiktor" wydał przed atakiem rozkaz o ich oszczędzaniu. – Prawdopodobnie były to osoby niezaangażowane bezpośrednio w napady na polskie osiedla, niemniej jednak moralnie wspierające działania policji ukraińskiej oraz UPA – uważa Ewa Siemaszko, badaczka stosunków polsko-ukraińskich podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu.
Byłem sanitariuszem
Dzięki Markowi Gwoździukowi, regionaliście z gm. Łaszczów, dotarliśmy do jednego z ostatnich uczestników akcji na Sahryń. To mieszkający w miejscowości Zimno (gm. Łaszczów) Marian Łasocha ps. Dal. – Byłem pomocnikiem sanitariusza – wspomina 93-latek.
To był nieżyjący już Edward Greszata ps. Blacha. – Przy jego boku nosiłem torbę z opatrunkami i lekami – kontynuuje pan Marian. – Sporo tego było. Miałem przy sobie granat i krótki karabin francuski.
Przyszedł marzec 1944 r. i akcja na Sahryń.
Napisz komentarz
Komentarze