To było pozawczoraj. Na pastwisku za lochem bawili się bachory. Chlapali się w takiej badonii, gdzie pełno żaborynia było, katulali a to harbuza, a to przetak, hojdali się na gałęzi. Matka bieliła chałupę i kiedy nie kiedy naglądała, ojciec pojechał na buchtę. Buraki dziabała czeladź. Nikt się nie haił. Jak raz od strony hreczki nagnał się parę lat starszy myszygin i najsamprzód zaczął wyrywać i w te bachory kidać bodaki, a w końcu bierze się do bitki. No to go tak zleli wodą, że poszedł cały mokry, a oni się mu jeszcze pokrzywiali. W końcu im to nadojadło, na dodatek zaczął padać deszcz i to tak cabanił, że aż bulki stawali w bajurach. Uciekli do chałupy. Matka parkotała. Ojciec wrócił ze spędu i się z nią poprzemawiał, choć był z niego mormyło. Jak już na noc poligali te bachory, to tak zaczęli po tym wszystkim ryhać, że aż chałupa stękała.
Ta wymyślona naprędce historia na pewno jest zrozumiała dla większości naszych Czytelników. Tych, którzy mają trudności z jej rozszyfrowaniem, odsyłamy do słownika.
Baby jedli, konie rżeli
Takim językiem posługiwali się mieszkańcy Wakijowa w gm. Tyszowce, a także wielu innych miejscowości w powiatach tomaszowskim i hrubieszowskim. Oprócz wyrazów gwarowych, w tym pochodzących z gwar ukraińskich (patrz: słownik jaki?), na uwagę w obrębie fonetyki zasługuje np. przejście "e" w "i", np. chlib, bida, przejście nieakcentowanego "o" w "u", np. , kubita, puborca, a także zanik samogłosek nosowych w wygłosie, np. ido drogo.
Na uwagę zasługuje też ujednolicenie formy orzeczeń w czasie przeszłym. Nie tylko chłopy jedli. Baby jedli i dzieci jedli. Konie natomiast rżeli, a krzaki rośli. W czasie przeszłym zarówno oni, jak i one wodę leli, ogród sieli albo w słońcu się grzeli. Zawsze występuje więc końcówka -eli zamiast -ali. Pod Hrubieszowem, Tyszowcami czy Łaszczowem pokolenie, które urodziło się przed II wojną światową, rozróżniało w wymowie "h" i "ch" (pierwsza spółgłoska wymawiana była dźwięcznie, druga – bezdźwięcznie), dlatego nie miało problemów z pisownią, bo inaczej brzmiała "hreczka" (gryka), a inaczej "chudoba" (bydło).
Kazimierz Nitsch gwary wschodniolubelskie umieszczał w obrębie dialektów pogranicznych, mieszanych i przejściowych. Podkreślał ich pozostawanie w kontakcie z gwarami ukraińskimi, utrzymującymi się w pasie przygranicznym. Jerzy Bartmiński i Jan Mazur, autorzy "Tekstów gwarowych z Lubelszczyzny" nazywają obszar dzisiejszej Zamojszczyzny pasem gwar przejściowych i wymieniają cechy wschodnie, jakie tu występują. Teren rozciągający się od Hrubieszowa po Tomaszów Lubelski określają Pobużem.
Szczo pytajesz?
"W seredu pojedu do Tyszoweć" – można było usłyszeć jeszcze w latach 90. we wspomnianym Wakijowie.
I wszyscy wiedzieli, że nasz rozmówca wybiera się w środę do Tyszowiec na targ. Po "jakiemu" mówił? Na pewno nie po polsku. Po ukraińsku? Też nie. Był Polakiem i katolikiem, ale – jak wielu innych – posługiwał się mową chachłacką. Trzeba dodać, że bez problemu przestawiał się na język polski. Charakteryzował go bilingwizm, a więc dwujęzyczność, będąca następstwem długotrwałego współistnienia na tym terenie dwóch zbiorowości etnicznych – polskiej i ukraińskiej. Tak w latach 90. ub. wieku opowiadał nam jeden z najstarszych mieszkańców Wakijowa:
"Przychodzę raz do kuzynki. Przyszedł też poborca z sołtysem: – Tu mieszka Katarzyna Sasko? To była Ukrainka. – Tu pane. – A Leon Sasko? To syn. – A Maria Sasko? To niewiastka. – Ho, ho, ho, tyle ziemi zbieracie, ale podatków nie oddajecie. A syn oparł się o belek, bo mieszkanie było niziutkie, i mówi: O dobre pane, u nas baćko mołdo zmer, to nas mało i tośmo bohatyji".
Jednak sama znajomość gwary ukraińskiej nie była u wszystkich osób z tamtego pokolenia taka sama. Większość pamiętała ją jednak na tyle, że posługiwała się nią dość swobodnie, nawet na co dzień podczas kontaktów między sobą. Zamiast powiedzieć" Nie pytaj, tylko bij", mówili "Szczo pytajesz? Bej!"
Słowniczek gwary i więcej w e-wydaniu i papierowym wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze