Jako że Święta Bożego Narodzenia, zwane dawniej Godnimi Świętami, były zawsze szczególnymi i ważnymi, należało się do nich odpowiednio przygotować. Dzień przed Wigilią, tzw. "bogaty wieczór", był zawsze pracowity. Uważano (zapewne wielu z nas dalej ma takie zdanie), że przed dniem Wigilii Bożego Narodzenia wszystkie przygotowania mają być już poczynione. Wigilia bowiem była dniem, z którego wróżono przyszły rok. I tak np. dzień przed Wigilią rąbano i piłowano drwa na święta (stukanie w Wigilię było zabronione), pilnowano, by wszystkie sprawunki były załatwione (pożyczanie w Wigilię wróżyło niepowodzenie).
Od króla po dziada i babę
W dniu wigilijnym obowiązywał post. Pierwszym posiłkiem tego dnia miała być wigilijna wieczerza zwana "pośnikiem". Poszczenie stanowiło symbol pokory i szacunku dla mającej się ukazać gwiazdy betlejemskiej wieszczącej narodziny Jezusa. Kiedy już pierwsza gwiazda tego wieczoru pojawiła się na niebie (w rzeczywistości zawsze pierwszą widzimy planetę Wenus), gospodarz wnosił do domu nieomłócony snopek żyta, ustawiał go, potem zasiadano do kolacji. W różnych miejscowościach Zamojszczyzny snop ten nosił różne nazwy, np. w okolicach Bukowiny, Rakówki, Woli Obszańskiej czy Żurawców nazywano go "królem" i ustawiano "trzy króle", w Dołhobyczowie, Szpikołosach i okolicach mówiono "kolęda", w Husynnem, Kątach, Niedzieliskach, Wielączy i okolicach – "dziad", a w Sosnowicy (woj. lubelskie) "baba". Snopy zbóż ustawiano w wieczór wigilijny zarówno w chałupach chłopskich, jak i na dworach, a nawet w magnackich rezydencjach (np. w Sitańcu). Do snopka wkładano wiązki pszenicy, owsa i jęczmienia. W niektórych domach ustawiano cztery snopki każdy z innym rodzajem zboża.
Zanim w domach naszych pradziadków na Zamojszczyźnie pojawiła się zielona choinka, to ten właśnie snopek sprawował jej funkcję. Dekorowano go czasem gałązkami świerku czy jodły. Wierzono, że snopki chronią dom i domowników przed złymi mocami oraz zapewniają urodzaj gospodarzom. Ten słowiański zwyczaj unowocześnił się w końcu do zawieszania jemioły czy podłaźniczka pod sufitem (inaczej jutki), czyli małego drzewka lub rozwidlonego wierzchołka świerku czy sosny przybranego jabłkami, orzechami, złoconymi nasionami lnu, kolorowymi krążkami opłatków i wstążkami. Zwieńczenie dekoracji stanowił zawsze "świat" (kulista ozdoba wykonana z opłatka – dop. red.). Zwyczaje te zaczerpnięto jeszcze od pogan, ale zakorzeniły się na tyle mocno w polskiej, później chrześcijańskiej, kulturze, że jeszcze w 1. poł. XX w. obecne były w domach naszych rodaków.
– Tuż przed wieczerzą chodziłem z ojcem do stodoły po żytnią słomę wcześniej przygotowaną. Ojciec brał dużą płachtę słomy, a ja siano i snopeczek żyta i przynosiliśmy to do domu. Siano rozścielaliśmy na podłodze, jak to w stajence było, a potem spaliśmy na niej jak Święta Rodzina. Część siana była pod obrusem, a snopek stał w kącie. Wtedy dopiero zasiadaliśmy do modlitwy i wieczerzy – opowiada Józef Dudek z Deszkowic Drugich.
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu "Kroniki Tygodnia".
Napisz komentarz
Komentarze