Od pierwszego gwizdka kibice oglądali szybki mecz. Przewagę optyczną posiadali przyjezdni, ale biało-zieloni konsekwentnie grali swoje, zagęszczając środek i szukając szczęścia w grze skrzydłami. W 24 min Damian Ziółkowski dośrodkował z rzutu wolnego, a Mateusz Materna celną główką wyprowadził miejscowych na prowadzenie. Podwyższyć mógł Tomasz Raczkiewicz, ale w sytuacji sam na sam uderzył obok słupka. Co ciekawe, niewiele do szczęścia zabrakło również jego bratu po przeciwnej stronie boiska. Norbert Raczkiewicz przymierzył bowiem z szesnastu metrów, a piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od linii bramkowej i wyszła w pole.
Wyrównał w doliczonym czasie pierwszej połowy Piotr Waśkiewicz, skutecznie egzekwując rzut karny za zagranie ręką.
– Piłka trafiła mnie w łokieć, ale ułożenie ręki było naturalne, więc nie ma mowy o karnym – nie miał wątpliwości kapitan Huczwy Stanisław Anioł. – Sędzia nie powinien był wskazywać na wapno. Bramkarz gości, który przez ostatnie lata reprezentował barwy Huczwy, cieszył się niezmiernie ze strzelonej bramki, co mocno nie podobało się kibicom miejscowym. Po zmianie stron Tomasovia przycisnęła miejscowych, ale poza częstszym posiadaniem piłki efektów przewagi brakowało. W 83 min Sebastian Denkiewicz posłał piłkę na wolne pole. Najszybciej dopadł do niej Dawid Dworak, który dośrodkował płasko w pole karne. Tam czyhał już Damian Ziółkowski, który nietypowo, bo prawą nogą, trafił do siatki, zapewniając swojej ekipie komplet punktów.
– To był dobry mecz, w którym podjęliśmy walkę z rywalem. W moim przekonaniu wynik jest sprawiedliwy, bo pod względem liczby stworzonych sytuacji byliśmy lepsi. Aż żałujemy, że runda się kończy – komentuje Stanisław Anioł. – Mamy 16 punktów i patrzymy w stronę środka tabeli. Z pewnością nas na to stać. Tym bardziej, że może wreszcie skończą się nasze problemy kadrowe.
Cały artykuł przeczytasz w wydaniu papierowym i e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze