Wacław Harczuk był synem Tomasza Harczuka, kowala z Przedmieścia Lubelskiego.
– To była wielodzietna rodzina. Najstarszą z rodzeństwa była moja mama Maria urodzona w 1898 roku. Potem urodziła się Waleria w 1902 roku, Adela w 1904, Wiktor w 1906, wujek Wacek w 1909 roku, Bronisław w 1911 oraz najmłodsza Janina w 1914 roku – wylicza skrupulatnie 96-letnia Maria Łukanowska z Obornik Wielkopolskich.
Wacław Harczuk po ukończeniu szkoły powszechnej rozpoczął praktykę w jednym z zamojskich zakładów mechanicznych. Uczył się fachu i jednocześnie zgłębiał wiedzę teoretyczną na kursie wieczorowym, poznając tajniki budowy maszyn i silników. Potem został powołany do wojska. Służył, jak dowodzi rodzina, w 12 Pułku Ułanów Podolskich w Krzemieńcu. Następnie wrócił do Zamościa, ukończył kurs kierowcy autobusowego i rozpoczął pracę szofera w Lubelsko-Zamojskiej Spółce Samochodowej, której jednym ze współwłaścicieli był Wacław Gałaszkiewicz z Zamościa.
– Dworzec autobusowy zajmował cały plac między Bramą Lwowską a kościołem Redemptorystów. Dworzec autobusowy zawsze był oblegany przez ludzi, bo komunikacja autobusowa była wygodniejsza dla pasażerów niż jazda pociągiem. Nie trzeba było przesiadać się z bagażami na dworcu w Zawadzie, autobusy jeździły punktualniej. Wujek Wacek codziennie kursował autobusem na trasie z Zamościa do Lublina i z powrotem – wspomina pani Maria.
Wtedy 8 września 1939 roku mimo wojennego chaosu jak zawsze wyszedł do pracy. Został zatrzymany przy autobusie. Poinformowano go, że od tej pory nie może się z nikim kontaktować, bo jest do dyspozycji wojska.
– Otrzymał rozkaz, aby czekał w autobusie w parku miejskim. Następnego dnia kazano mu podjechać pod budynek starostwa. Tam złożył przysięgę i dowiedział się, że będzie jednym z kierowców autobusu, który ma wywieźć z Zamościa depozyt polskiego złota. W wielkiej tajemnicy podjechano w nocy pod siedzibę Banku Polskiego i załadowano mu 30 skrzyń pełnych złota – opowiada Maria Łukanowska, korzystając z notatek jej ojca Pawła Krzysztofowicza. Notatki te powstały po wojnie na podstawie rozmów z Wacławem.
– Wtedy we wrześniu 1939 roku nikt jednak nie wiedział, co się stało z wujkiem. Wyszedł do pracy i nie wrócił – mówi Tomasz Kowalski z Zamościa, siostrzeniec Wacława.
Napisz komentarz
Komentarze