Babcia mówiła, że w carskiej Rosji dziadek kierował parowozem w białych rękawiczkach. Od brudnej roboty miał pomocników – mówi Jolanta Biegalska-Ostasz z Zamościa.
Konstanty Bartczak urodził się 31 lipca 1884 roku w Szymanowie koło Sochaczewa. Jego rodzicami byli Józef i Rozalia. W jakich okolicznościach Konstanty zajął się kolejarskim fachem, nie wiadomo. Nie można już ustalić jaką szkołę skończył i gdzie rozpoczynał pracę (paszport wydano mu w 1910 roku). Wiadomo natomiast, że poślubił młodszą od siebie o 6 lat Jadwigę z Krasickich, która pochodziła z Zdołbunowa, dziś miasta na Ukrainie koło Równego.
W 1913 roku w miasteczku Orzew, nieopodal Równego, przyszedł na świat ich najstarszy syn Witold. Rok później wybuchła pierwsza wojna światowa. Konstanty z żoną Jadwigą i małym Witoldem znaleźli się w Kijowie. Tam spędzili resztę wojny. W Kijowie w 1916 roku przyszedł na świat drugi z synów – Leonard. Konstanty tak jak dotychczas pracował na kolei. Z paszportu wynika, że podróżował po całym imperium.
– Z pobytem dziadka w Kijowie wiąże się anegdota. Dziadek z twarzy przypominał cara Mikołaja II Romanowa. Miał podobny wąs, niemal identyczne spojrzenie, fryzurę. Kiedy w Rosji wybuchła rewolucja dziadek kilkakrotnie był zatrzymywany przez czerwone patrole i kilka razy siedział przez to w areszcie aż sprawa się wyjaśniła – opowiada pani Jolanta.
Po zakończeniu I wojny światowej rodzina wróciła w rodzinne strony żony Konstantego, czyli do Zdołbunowa. Tam w 1922 roku urodziła im się córka Halina.
– To moja mama – mówi pani Jolanta.
Napisz komentarz
Komentarze