O awarii zamojskiego systemu ciepłowniczego pisaliśmy obszernie w ub. tygodniu. W sobotę (9 lutego) po południu nie grzały kaloryfery w całym Zamościu. Następnego dnia od ciepła było odciętych kilka tysięcy osób. Jak informuje Veolia Wschód 11 lutego nadal wyłączonych było 14 proc. sieci, a 12 lutego – 2 proc. Co ciekawe, awaria nastąpiła w kilku miejscach jednocześnie. Udało się ją ostatecznie opanować dopiero w środę (13 lutego).
Tajemnicze, potężne ciśnienie
Dwa dni później Veolia Wschód zwołała specjalną konferencję prasową. Przybył na nią m.in. Janusz Lewicki, prezes spółki oraz Roman Trześniowski i Marek Schmidt, członkowie zarządu Veolii Wschód. Opowiadali o przyczynach i przebiegu zamojskiej awarii. Nie demonizowali jednak jej znaczenia.
– Traktujemy tę awarię jako poważną, ale nie nadzwyczajną. Takie sytuacje zdarzały się w wielu miastach, m.in. w Gdańsku i Kielcach – podkreślał prezes Janusz Lewicki. – Przyczyną kłopotów było rozszczelnienie sieci, które powstało w wyniku potężnego ciśnienia. Nie wiemy jeszcze skąd się ono wzięło. Będziemy to szczegółowo badać, wyjaśniać. A kluczowe mogą być w tej sprawie niuanse...
– Mamy już pewne podejrzenia w tej sprawie. Być może to ciśnienie powstało w wyniku splotu różnych zdarzeń – dodał Roman Trześniowski.
Na konferencji dziennikarze dowiedzieli się także, iż Veolia Wschód określa obecnie stan swojej sieci ciepłowniczej jako "średni". Obecnie jej długość wynosi w sumie ok. 78 km. Są tam odcinki nowoczesne, zmodernizowane, ale nie brakuje także takich, które pamiętają jeszcze lata 70. ub. wieku (w sumie jest ich jednak ok. 3 km).
W latach 2014-2018 spółka na modernizację i inwestycję sieci wydała w sumie ok. 15 mln zl. W tym roku podobne działania pochłoną ok. 2,5 mln zł. – Setki metrów sieci wymieniamy co roku – zapewniał prezes Janusz Lewicki. – Nie zawsze jednak wiek odcinków sieci decyduje o ich awaryjności. Awarii mogą ulec starsze elementy, ale zdarza się to także na nowych.
Napisz komentarz
Komentarze