Walczył z bolszewikami w Błękitnej Armii generała Hallera. Kilkadziesiąt lat później razem z rodziną musiał uciekać w obawie przed ukraińskimi nacjonalistami. Nocami palono polskie domy, a ich mieszkańców zabijano. Ojciec zawsze powtarzał: przeżyłem dwie wojny światowe i rzeź na Wołyniu, ale ani mnie ani nikomu z mojej rodziny nic się nie stało. Dla niego: "Bóg, Honor, Ojczyzna" nie były pustymi słowami – zapewnia Lech Jeczeń, syn artylerzysty z Błękitnej Armii gen. Hallera.
W czerwcu 1917 r. prezydent Francji Raymond Poincare podpisał dekret o utworzeniu Armii Polskiej we Francji. Gdy już ją sformowano, dowództwo powierzono gen. Józefowi Hallerowi. Akcję werbunkową oparto o polską emigrację we Francji, Stanach Zjednoczonych, Brazylii i o jeńców polskich z armii austriackiej i niemieckiej. W 1919 r. 70-tysięczna Błękitna Armia Hallera (nazwana tak od koloru mundurów) – powróciła do Polski. Tutaj weszła do struktur odradzającego się Wojska Polskiego.
Rejs do Niepodległej
– Mój ojciec w tamtym czasie przebywał w Stanach Zjednoczonych. W Cleveland pracował w hucie należącej do fabryki samochodów Henry`ego Forda. Miał wtedy niewiele ponad 20 lat. W USA tatę zastała odezwa do Polaków z apelem, żeby przybywali do Francji, gdzie formowano Wojsko Polskie. Ojciec pozostawił pracę w Ameryce i życie na przyzwoitym poziomie. Ruszył statkiem do Francji, żeby na ochotnika zaciągnąć się do tworzonej Polskiej Armii – opowiada Lech Jeczeń, jedno z ośmiorga dzieci Józefa.
//Pełny artykuł w najnowszym numerze Kroniki Tygodnia i w e-wydaniu.
Napisz komentarz
Komentarze