Przesłuchiwany przez policję rolnik spod Zamościa nie kręcił jak było "z tymi pieczątkami". A było tak, że swoim "władymircem" na żadne badania techniczne nie jeździł do Zamościa.
– Nie opłacało się. Przez całe miasto musiałbym ciągnikiem jechać – mówił jak było.
Postanowił inaczej załatwić sprawę. Włożył do kieszeni dowód rejestracyjny pojazdu i pojechał do PZM przy ulicy Peowiaków. Zapłacił tyle, ile urzędowo trzeba zapłacić za badania techniczne, dołożył coś od siebie.
– Jeździ? – zapytał diagnosta.
– Chodzi, chodzi – odparł wdzięczny rolnik, odbierając podbity dowód z pieczątką. Ot, i całe badanie.
Takich diagnoz na oko było więcej. Jeden ze świadków zeznał nawet, że miał rozbity samochód. Nie zdążył "wklepać" tyłu przed terminem ważności dowodu rejestracyjnego. Na mieście dowiedział się, że taką sprawę można załatwić. I załatwił. W dokumentach rozbite i niesprawne auto przemieniło się w sprawne. Właściciele samochodów osobowych, motocykli, aut dostawczych, ciągników rolniczych z Zamościa i okolic doceniali przyjazne podejście do klienta na tej stacji. "Renoma" firmy rosła.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze