Niedawno zostałeś wybrany prezesem Huczwy Tyszowce. Możesz zdradzić kulisy? Długo trzeba było cię namawiać?
– Pomysł zrodził się dosłownie kilka dni przed walnym zebraniem 3 lutego. Czasu do zastanowienia było niewiele, ale otoczenie klubu i zawodnicy odebrali moją kandydaturę na tyle pozytywnie, że grzechem byłoby nie podjąć tego wyzwania. Na co dzień spełniam się w biznesie, posiadam odpowiednie umiejętności i doświadczenie w zarządzaniu, dlatego postanowiłem spożytkować resztki wolnego czasu na pracę dla naszego klubu, a przy okazji zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Jest sporo pomysłów i planów na zmiany w organizacji, ale wyznaję zasadę "po owocach nas poznacie", także zachęcam do kibicowania i wspierania Huczwy Tyszowce.
Grający prezes w czwartoligowym klubie piłkarskim to prawdziwa rzadkość. Rozumiem, że nie możesz liczyć na żadną taryfę ulgową w kwestii walki o pierwszą jedenastkę...
– Faktycznie sytuacja jest nietypowa, a dla mnie pod pewnymi względami nawet trudna. W żadnym wypadku na nic nie liczę jednak z tego tytułu, znam swoje miejsce w szeregu i rolę w drużynie. Celem nadrzędnym jest dobro drużyny i wynik, a jeśli będzie okazja pomóc na murawie, to jestem zawsze w pełnej gotowości.
Huczwa w przerwie zimowej dokonała kilku ciekawych wzmocnień. Wystarczą, żeby spokojnie utrzymać się w lidze?
– Czy spokojnie, to zweryfikuje boisko, ale dzisiaj jesteśmy mocniejsi niż jesienią, także patrzymy optymistycznie na nadchodzącą rundę rewanżową.
Co jest najmocniejszą stroną Huczwy pod względem piłkarskim?
– Różnorodność, bo mamy wszystko w odpowiednich proporcjach, czyli doświadczenie przeplecione młodością, talentem i chęcią udowodnienia własnej wartości.
CAŁY WYWIAD PRZECZYTASZ W WYDANIU PAPIEROWYM I E-WYDANIU "KRONIKI TYGODNIA".
Napisz komentarz
Komentarze