Podręcznik został przygotowany przez Tadeusza Prószyńskiego (żył w latach 1873-1925), publicystę oraz posła na Sejm RP w latach 1922-1925. Już w jego wstępie dowiadujemy się jak ważna była umiejętność czytania i pisania w siłach zbrojnych odradzającej się Rzeczpospolitej Polskiej: "Armia złożona z wielkiej ilości ludzi, pozbawionych choć jednego z głównych zmysłów, wzroku, słuchu lub dotyku, nie pokona armii złożonej z ludzi normalnych. Umiejętność czytania i pisania jest jednym z najważniejszych zmysłów, którym obdarzyła człowieka nie przyroda, lecz jego własny geniusz".
Wstręt do słowa pisanego
Autor podręcznika martwił się, iż w polskiej armii było najwięcej analfabetów-żołnierzy w całej Europie Środkowej. Jeszcze na początku 1919 r. dowódcy nie przejmowali się tym zanadto. Ćwiczono wówczas przede wszystkim żołnierską "prężność ciał", celność strzałów czy umiejętność prowadzenia manewrów. O oświacie jakoś zapominano. To się musiało zmienić!
"Poza oswobodzeniem Rzplitej i gruntowaniem jej niepodległości siłą oręża, nie ma dziś w Polsce sprawy donioślejszej i pilniejszej nad wydźwignięcie narodu z tego haniebnego upośledzenia, jakim jest powszechny prawie, do dziś dnia, brak umiejętności czytania i pisania" – pisał Tadeusz Prószyński.
Bo bez, jak to określił: "zmysłu czytelności" żołnierze nie potrafili przecież odczytywać rozkazów czy raportów. Wysyłanie listów do rodzinnych domów takich wojaków, załatwianie urzędowych czy kancelaryjnych spraw także było utrudnione lub niemożliwe. Z wielu względów. Bo jak tłumaczył autor podręcznika, żołnierze-analfabeci nie mieli, w związku ze swoim edukacyjnym "upośledzeniem", rozwiniętej zdolności samodzielnego myślenia. Na nic się zatem zdawała życzliwa pomoc bardziej "piśmiennych" kolegów czy podoficerów.
Napisz komentarz
Komentarze