Pod koniec kwietnia w łukowskim gimnazjum przeprowadzono 49. akcję poboru krwi, w której wzięło udział 60 osób. – Raz więcej ludzi przychodzi, raz mniej, ale na frekwencję nigdy nie możemy narzekać – mówi Robert Chmiel, prezes Klubu Honorowych Dawców Krwi im. ks. Marka Sobiłło przy OSP w Łukowej. – U nas do oddawania krwi nikogo specjalnie nie trzeba namawiać.Sporo młodych ludzi wyjechało do pracy za granicą, ale jak przyjeżdżają do domu, to nie zapominają o naszych akcjach.
W Łukowej krew oddają całe rodziny. To taka świecka tradycja. Pan Robert – z uwagi na kłopoty zdrowotne – musiał zaprzestać oddawania krwi, ale ciągłość w rodzinie pozostała. Krwią dzieli się troje jego dzieci. I synowa.
Tytoń i krew
Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się w 2007 r. po tym, jak w Biłgoraju zlikwidowano stały punkt pobierania krwi. Robert Chmiel wraz z nieżyjącym już ks. Markiem Sobiłło poszli wtedy do wójta Stanisława Kozyry, żeby go namówić do zorganizowania akcji. Zgodził się. Pierwszą akcję zorganizowano 15 lipca. Przyszło 99 osób, w tym wójt gminy Łukowa, który od tamtej pory regularnie bierze udział w akcjach. Zebrano 44,5 l krwi. Trzy miesiące później odbyła się druga akcja. Przyszło 90 osób. I tak jest do tej pory. Rekord padł w grudniu 2016 r., gdy krew oddało 121 osób! – Krwiodawstwo przechodzi u nas z pokolenia na pokolenia, bo ci, którzy 12 lat temu zdecydowali się po raz pierwszy oddać krew, przychodzą dziś na akcje ze swoimi dorosłymi już pociechami – mówi wójt Stanisław Kozyra. – Mamy sporo telefonów z całej Polski. Ostatnio dzwonili do nas z jakiejś gminy spod Szczecina z pytaniem: "Jak wy to robicie, że tylu mieszkańców oddaje krew?". Odpowiedzi brak. Dzięki zaangażowaniu księży, samorządu, mieszkańców, a zwłaszcza prezesa Klubu HDK, który wchodzi oknem, gdy go wyrzucają drzwiami, po prostu to robimy.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze