Jak zatem wygląda rynek pracy w naszym regionie? Zapytaliśmy o to czytelników "Kroniki Tygodnia". Odzew był ogromny. Pod naszymi pytaniami, zamieszczonymi w Internecie, pojawiło się ponad 110 komentarzy. Nasi czytelnicy stworzyli w ten sposób obraz rynku pracy, który daleki jest od ideału.
Połowa Zamościa pracuje na stażu
"Po ośmiu latach nauki i pracy postanowiliśmy z narzeczoną zamieszkać w Zamościu, mamy mieszkanie itd. I co? Moja narzeczona dostała po studiach po dwóch miesiącach szukania pracy, propozycję półrocznego stażu, za 420 zł miesięcznie" – napisał pan Przemek. "Ja natomiast z 6-letnim doświadczeniem jako kucharz i dwoma dyplomami uczelni wyższej dostałem propozycję pracy za 1,3 tys. zł, a jak poszedłem na stację benzynową zostawić CV usłyszałem: Hahaha, chce mi pan powiedzieć, że skończył pan dwa kierunki studiów i szuka pan pracy na stacji benzynowej? Hahaha... Bo to Polska nie elegancja Francja".
Czytelników KT to jakoś nie zdziwiło. Według pana Damiana dwa dyplomy studiów to dla pracodawców nic nowego. "Teraz to i w marketach same magistry" – skwitował.
"Mnie oferowano miesiąc darmowego "przyuczenia" do pracy w sklepie bez gwarancji zatrudnienia" – dodała pani Aneta. "Praca pełen etat plus soboty. Odmówiłam (...). Spakowałam się i wyjechałam do Norwegii. Polecam! Zwłaszcza kucharzom".
Nasi czytelnicy mają wiele złych doświadczeń związanych z poszukiwaniem pracy. Dziwią ich także niektóre "obyczaje" pracodawców. "Pamiętam jak szukałem pracy po przeprowadzce z Warszawy. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, że gdzie bym nie poszedł pytanie zawsze brzmiało: A jest Pan zarejestrowany w UP (chodzi o Powiatowy Urząd Pracy)" – napisał pan Marcin. "Mieszkając w Warszawie i tam szukając pracy, nikt nigdy się mnie o to nie zapytał, a tutaj było to dosłownie w każdym miejscu, jakie odwiedziłem".
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
CZYTAJ TAKŻE: RAPORT NA TEMAT UBÓSTWA
Napisz komentarz
Komentarze