Jesienią 1945 r. Józef Skrzyński z Grabowca wraz ze swoim ojcem szedł po wodę do sąsiada. Droga biegła przez tzw. las przedni. W pewnym momencie zauważyli furmankę prowadzoną przez kogoś, kogo nie zdołali rozpoznać. Rozpoznali natomiast trzech mężczyzn: K. F., W. D. oraz człowieka nazwiskiem S. Na furmance jechali także Paweł Chetrenia, Orzechowski i małżeństwo Czerniaków.
Kiedy trzej mężczyźni (F., D. i S) zeszli z furmanki, zaczęli strzelać do pozostałych osób. Po lesie rozległy się przerażające krzyki. Jedna z ofiar została zabita podczas ucieczki. Do przerażonych Skrzyńskich podszedł W. D. i zagroził, że jeśli komukolwiek pisną słowo o tym, co widzieli, spotka ich ten sam los.
Gdy Józef z ojcem wracali już z wodą, zwłoki były właśnie zakopywane.
Kim były ofiary
W księgach metrykalnych prawosławnej parafii Grabowiec natrafiłem na akt urodzenia Pawła Chetreni (Chitreni). Jest to tak naprawdę jedyny dokument dotyczący zamordowanych osób, który udało mi się odszukać. O tym wydarzeniu milczą bowiem sprawozdania milicji, UB czy starosty. Również Instytut Pamięci Narodowej nie prowadził nigdy śledztwa w tej sprawie. Na podstawie relacji mieszkańców ustaliłem, że zamordowani nie afiszowali się ze swoim ukraińskim pochodzeniem etnicznym, tzn. nie manifestowali go na przykład w okresie wojny. Kontakt z Ukraińcami oczywiście utrzymywali. Jedna z plotek głosi, że w czasie okupacji spotykali się z Jakowem Halczewskim-Wojnarowskim, zastrzelonym potem przez Armię Krajową w Peresołowicach członkiem sztabu Chełmskiego Legionu Samoobrony. Poza tym nie angażowali się w konspiracyjną działalność podziemną. Byli ubodzy, uprawiali przydomowe ogrody i najmowali się do pracy. Na co dzień używali języka polskiego, chodzili do kościoła, a dzieciom nadawali "polskie" imiona. W Grabowcu cieszyli się dobrą opinią, jako "swoi ludzie". Nie objęły ich także powojenne przesiedlenia do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze