W Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie można zobaczyć niezwykły RKM zrobiony w czasie wojny przez Franciszka Teterycza, kowala z Rachodoszczy. Lufę ma z przedwojennego polskiego karabinu. Inne części ze złomu: motocykla rozbitego podczas kampanii wrześniowej i z niemieckiego pojazdu wojskowego. Powstawał nocami, w tajemnicy, a kowal posługiwał się tylko kowadłem, imadłem, pilnikiem, piłką do metalu i ręczną wiertarką.
Ojciec Franciszka Tererycza był rolnikiem. Nie przejął więc Franciszek po nim kuźni ani też nie na uczył się od niego kowalskiego fachu. Ale radził w nim sobie znakomicie.
– Ojciec już przed II wojną światową był wziętym kowalem. Do jego kuźni ustawiały się długie kolejki. Wprost nie mógł opędzić się od roboty. A był nie tylko kowalem i ślusarzem, jak trzeba było, sprawdzał się też znakomicie jako zdun. Zresztą nie było dla niego rzeczy niemożliwych do zrobienia. Tato był typem "złotej rączki", który samodzielnie potrafił zrobić wszystko – wspomina 69-letni Władysław Teterycz z Rachodoszczy.
Miały być cztery RKM-y
W czasie II wojny światowej Franciszek Teterycz był żołnierzem Armii Krajowej, miał pseudonim Skobel. Ręczny karabin maszynowy (RKM – erkaem) skonstruował sam. Taka broń była lekka, łatwa do przenoszenia, a jednocześnie bardzo skuteczna w walkach partyzanckich. Zwłaszcza na początku okupacji zapotrzebowanie na nią było wyjątkowo duże. W późniejszych latach oddziały AK były zaopatrywane w broń automatyczną pochodzącą ze zrzutów lub zdobywały ją w walce z niemieckim okupantem.
Karabin maszynowy Teterycza wzorowany był na przedwojennym erkaemie Browning wz. 28. Franciszek Teterycz pracował nad nim przez trzy miesiące jesienią 1942 r., głównie w nocy w swej kuźni. Pomagał mu Stanisław Szewczuk.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze