Niewielu już dzisiaj pamięta, która część Brodzicy to Kutok (pol. Kątek) czy Sełyśko (Sełyszcze) albo w którym miejscu Huczwy wedle legendy wojska Chmielnickiego znalazły Ikonę Przenajświętszej Bogurodzicy. Tej Brodzicy już bowiem nie ma.
Opowieść o Marysi Czajkowskiej pamiętam z dzieciństwa. Ilekroć przejeżdżam przez obszar dawnej Teofilówki, podążając z Konopnego w stronę hostyńskiej Leszczyny, myślę o niej, że "leży gdzieś tutaj". Jej dom podpalono, ją zgwałcono, po czym zamordowano i nagą zakopano niedaleko domu przy drodze. Pochówku ciała dokonali sąsiedzi, Polacy. W momencie śmierci u schyłku wojny lub tuż po jej zakończeniu miała nieco ponad trzydzieści lat. Jej matka zmarła w okresie okupacji niemieckiej, a jeden z czterech braci zaginął gdzieś w Niemczech. Ona sama przeczuwała nadchodzącą śmierć. Liczyła się z tym, że może zginąć. Jeden z hostyńskich partyzantów miał podczas morderstwa powiedzieć, że w zemście za jego dziecko przebite bagnetem będzie mordował każdego Ukraińca, którego spotka. Za co zginęła? Mówiono, że "nie chciała wyjechać", czyli poddać się powojennym wysiedleniom Ukraińców do Związku Radzieckiego. Chodziły też słuchy, że w okresie okupacji "donosiła na Polaków do Bohorodycy".
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze