– Jeszcze przed wprowadzeniem stanu epidemiologicznego zamknęliśmy hospicjum dla odwiedzających. Na co dzień mamy pewne obostrzenia. Dla nas to nie nowość. Rękawiczki, fartuchy ochronne czy płyny dezynfekcyjne. Pacjenci oprócz nowotworów mogą mieć inne choroby towarzyszące czy bakterie. Musimy dbać i o nich i o personel – informuje ks. Michał Przybysz, dyrektor hospicjum.
Księża posługujący w hospicjum z uwagi na kontakt ze światem zewnętrznym ograniczyli kontakt z chorymi. Sam dyrektor placówki wchodzi tylko na korytarz. Wydaje dyspozycje ustne i słucha o ewentualnych problemach. Tak ustalono z lekarzami.
– Jakby się jakikolwiek wirus przedostał na oddział to pacjenci nie umarliby z jego powodu, ale przyspieszyłby on zdecydowanie ich śmierć. Zachowujemy ostrożność. Pracownicy wracają do swoich domów i rodzin. Stąd ograniczyliśmy kontakty pacjentów z rodzinami do minimum – mówi ks. Przybysz.
W hospicjum przebywają pacjenci znajdujący się różnym stadium choroby.
Cały artykuł dostępny tylko w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze