Trener Błękitnych Obsza Piotr Paluch nie krył niezadowolenia z powodu odwołania meczu z Metalowcem w Goraju. Rywale złożyli w związku piłkarskim prośbę o zmianę terminu tego spotkania, a argumentowali to chorobami zawodników. Przedłożyli sześć zwolnień lekarskich. Paluch grymasił, twierdząc, że absencja tyluż piłkarzy w sytuacji, gdy kadra zdziesiątkowanego zespołu liczy ich aż sześć razy więcej, nie musi być powodem do odwołania zawodów. Co innego, gdyby chorych było dziesięciu, a zdrowych i gotowych do gry pozostało tylko jedenastu. Jakaś logika w tym jest, ale trzeba też wziąć pod uwagę to, że nawet jednostka może mieć kolosalny wpływ na liczną grupę. Gdyby tak nie było, to PZPN nie przekładałby na inny termin meczów ligowych z powodu powołania do reprezentacji młodzieżowej zawodnika, który w swoim zespole klubowym pełni jedynie rolę rezerwowego. Gdyby tak nie było, to parę lat temu UEFA nie ukarałaby Legii Warszawa walkowerem za trzyminutowy występ niezgłoszonego do rozgrywek Bartosza Bereszyńskiego przeciwko Celtic Glasgow, w eliminacjach Ligi Mistrzów, w sytuacji, gdy wszystko było „pozamiatane” na boisku.
O tym, jak wielkie znaczenie dla zespołu piłkarskiego ma każdy jego punkt, czy to mocny, czy trochę słabszy, mogliśmy się przekonać, oglądając w sobotę transmisję internetową z meczu Omegi Stary Zamość z Metalowcem. W każdej formacji zespołu ze Starego Zamościa, od bramki po atak, brakowało po jednym kluczowym zawodniku. I nikt, kto oglądał mecz, nie może powiedzieć, że absencje nie miały wpływu na to, co się na boisku wydarzyło. A wydarzyła się sensacja. Dziś możemy tylko gdybać, co by było, gdyby Krzysztof Hadło, Bartłomiej Mazur i Damian Wajdyk nie zachorowali, a najlepszy strzelec ligi Bartosz Nizioł nie miał obowiązków zawodowych. Czy Metalowiec byłby w stanie utrzymać bezbramkowy remis? A może trzeba było przełożyć spotkanie na inny termin, gdy wszyscy będą zdrowi, konsekwentnie wedle meczu Metalowca z Błękitnymi?
Napisz komentarz
Komentarze