Iwona Seńko, sołtys Rachań, sprzątała boisko przyszkolne z pozostałości ściętych drzew. W pewnym momencie struchlała. Z ziemi wystawała wyraźna ludzka szczęka. Padający od kilku dni deszcz wymył ze skarpy inne ludzkie szczątki.
– Zgroza. Ciarki mnie przeszły po całym ciele jak na to patrzyłam – opowiada Iwona Seńko.
O znalezionych ludzkich szczątkach powiadomiła wójta gminy. Sprawą zainteresował się poseł Tomasz Zieliński. Policja. Śledztwo wszczęła prokuratura. Poinformowano Instytut Pamięci Narodowej.
Boisko szkolne nie pierwszy raz odsłania mroczne tajemnice. Tak jest co kilka lat.
– Kiedy w latach 70. byłem uczniem szkoły podstawowej nie raz i nie dwa znajdywaliśmy za szkołą jakieś żebro, piszczel lub inną kość ludzkiego ciała. Tam w każdym miejscu, gdzie by szpadlem nie ruszył, znalazłby ludzkie szczątki. Niemal po każdej ostrej zimie wychodziły na wierzch – mówi Ignacy Adamczuk, były już dyrektor Szkoły Podstawowej w Rachaniach.
Ludzie wspominają, że w latach 60. podczas kopania szamba na potrzeby szkoły, łyżka koparki wydobyła kilka małych ludzkich czaszek. Starsi mówili, że to dzieci żydowskie z ochronki z Tyszowiec lub Turkowic. Szczątki zebrano w worek i pochowano na szkolnej górze, gdzie obecnie znajduje się pomnik upamiętniający to miejsce. Ludzkie kości robotnicy wydobyli także podczas stawiania płotu, inwestycji związanych z budową boiska.
Obóz pracy dla Żydów
Wiosną 1940 roku hitlerowcy utworzyli w Rachaniach za szkołą niewielki obóz pracy gospodarki wodnej dla okolicznych Żydów (podobne obozy utworzono m.in. w Turkowicach, Mikulinie i Perespie). W czterech barakach stłoczono kilkadziesiąt robotników. Wykorzystywali ich przy melioracji łąk w dolinie rzeki Wożuczynki. Późną jesienią tego roku obóz został zlikwidowany, a Żydów wymordowano. Tak wynika choćby z relacji Tomasza Chmurzyńskiego z Rachań, którą można znaleźć w publikacji "Materiały do nauki historii regionalnej Mirosława Piotrowskiego". Chmurzyński, który mieszkał obok szkoły, wspominał, że Żydzi na skutek ciężkiej pracy przy kopaniu rowów, złego odżywania się, ciężkich warunków sanitarnych, nieludzkiego obchodzenia się z nimi i bicia pałkami byli skrajnie wyczerpani. Pracowali od świtu do nocy, a ci, którzy nie wykonali wyznaczonego im limitu, nie dostawali wyżywienia. W samym obozie urządzonym na szkolnym boisku panował rygor wojskowy. Codziennie rano, bez względu na pogodę, Żydzi myli się zimną wodą w korytach, potem gimnastykowali, jedli śniadanie i wyruszali z obozu w kolumnach czwórkowych do pracy.
"Dużo razy widziałem, jak Żydzi wracali z pracy, prowadząc pod boki wyczerpanych towarzyszy. Był to prawdziwy obóz śmierci. Trudno powiedzieć, ile tu ich zginęło. Nikt nie miał prawa wstępu poza ogrodzenie. Żandarmi dniem i nocą trzymali wartę, a wyczerpanych Żydów dobijali na zapleczu obozu" – wspominał Tomasz Chmurzyński.
Z jego wspomnień wynika, że zbrodnie przybrały większy zasięg jesienią 1940 roku.
"Żandarmi przywieźli tu kobiety, dzieci i starców. Wyprowadzali ze szkoły, kładli ich szeregiem na ziemi, a następnie strzelali do nich z broni maszynowej. Żydzi z tego obozu musieli kopać rowy i zakopywać w nich swoje żony i dzieci. Późną jesienią, gdy ziemia zamarzła i nie sposób było pracować przy kopaniu rowów zabito wszystkich pozostałych Żydów" – relacjonował Tomasz Chmurzyński.
Niczym Katyń
Wiosną 1940 roku murowany budynek szkoły został zajęty przez wojsko niemieckie, które stacjonowało tutaj do napaści Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. W 1942 r. w budynku był liczący około 30 osób oddział "szupo" – niemieckiej policji porządkowej. W budynku szkoły Niemcy stworzyli katownię. Janusz Peter określił ją jako rachański Katyń. W pomieszczeniach szkolnych przetrzymywano i przesłuchiwano zatrzymanych nieraz bardzo brutalnie. Niektórych rozstrzelano na miejscu. Po wojnie ustalono, że zamordowano tam 68 osób ustalonych z nazwiska oraz 148 osób, których dane pozostają nieznane, w tym Żydów.
Żandarmeria budynek szkoły opuściła w 1943 roku.
Janusz Peter, dyrektor tomaszowskiego szpitala, kronikarz tamtych wydarzeń, w publikacji "Tomaszowskie za okupacji" zanotował, że po odjeździe Niemców rodziny pomordowanych wszczęły starania o ekshumację pomordowanych Polaków i pochowanie ich na cmentarzu w Rachaniach. Bliscy musieli wnosić do administracji niemieckiej podania pisane po niemiecku z opłatą stemplową. Uzyskali zezwolenie na wydobycie zwłok, ale z zastrzeżeniem, że pogrzeb musi odbyć się bez księdza.
"Było to w kwietniu 1943 roku po klęsce Niemców pod Stalingradem ich odwrocie na froncie wschodnim. Zezwolenie landrata tłumaczono wtedy raczej chęcią zatarcia śladów zbrodni" – napisał Janusz Peter.
Tak zapamiętał to wydarzenie Erazm Kaptur, nauczyciel szkoły w Rachaniach:
"Widziałem w życiu różne obrazy tchnące grozą. Nie da się jednak opisać widoku dziesiątków wozów z trumnami i ludźmi z płaczem przekopujących ogród szkolny w poszukiwaniu zwłok najbliższych. Trupy pomordowanych były częstokroć trudne do rozpoznania, gdyż leżały obdarte, oblepione błotem. Skrawek bielizny, barwa włosów czy inne charakterystyczne znamiona – oto po czym rozpoznawano najbliższych".
Erazm Kaptur zapamiętał, że orszak żałobny liczył blisko sto trumien. Ekshumowanych pochowano na cmentarzu. Żydów, których pomordowano ponad sto osób w myśl rozkazu landrata pozostawiono na miejscu, w którym zginęli. Niektóre szczątki leżą tam zapewne do tej pory. Inne zabrano i pochowano w masowym grobie, obok boiska szkoły.
Niespełna trzy miesiące później 11 lipca 1943 roku Rachanie zostało wysiedlone.
Urwana pamięć
Barbara Typek, regionalista z Wożuczyna, nauczycielka Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Michalowie, doskonale zna historię tego miejsca. I przypomina, że środowiskom żydowskim również nie jest one obce.
– Od 2002 roku moi uczniowie brali udział w ogłaszanym co dwa lat przez Fundację Szalom konkursie na temat historii i kultury Żydów polskich. Pisali o tym miejscu, przytaczali wspomnienia mieszkańców. I czterokrotnie zostawali laureatami nagród. Fundacja zna więc tragedie, które rozgrywały się w tym miejscu – mówi Barbara Typek.
Zresztą, jak tłumaczy, takich miejsc zbiorowych mordów na społeczności żydowskiej popełnionych przez Niemców w czasie okupacji jest więcej. Jedna z takich zapomnianych mogił znajduje się w Michalowie, inna na terenie pól pegeerowskich w kolonii Michalów. Czekają na upamiętnienie.
Napisz komentarz
Komentarze