Na martwego łosia w Korhyniach 30 listopada ub. r. natknęli się spacerowicze. Powiedzieli o tym znajomemu myśliwemu. Ten uznał, że łoś został zabity przez kłusownika, który potem dla zatarcia śladów wyciął miejsce postrzału, aby nie znaleziono tam pocisku. Sprawę opisaliśmy na łamach „Kroniki Tygodnia”. Państwowa Straż Łowiecka z Lublina po oględzinach łosia, uznała, że nie ma dowodów, że zwierzę zabili kłusownicy.
Nie zgadza się z tym nasz inny rozmówca. Myśliwy z Koła Łowieckiego "Bażant". Chce jednak pozostać anonimowy. Nadaliśmy mu imię Jan.
Szczegóły poznasz czytając papierowe i e-wydanie Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze