Topienie marzanny może doprowadzić dzieci i młodzież do przekonania, że najprostszą i najbardziej skuteczną metodą osiągnięcia celu jest fizyczna likwidacja przeszkody – pisał w 2007 r. w imieniu miłośników motoryzacji Grzegorz Gorczyca, prezes chełmskiego automobilklubu. "Wyobraźmy sobie, że uczeń ma same jedynki z matematyki czy chemii. Może dojść do wniosku, że rozwiązaniem problemu jest utopienie nauczycielki".
Te kilka zdań nadal cytuje się w nieskończoność (w Internecie). Cała akcja automobilklubu była według jednych prowokacją, inni uznali ją za żart. Niektórzy potraktowali ją jednak poważnie. Jak było naprawdę?
– Nasz list do ministra sprzed dziesięciu lat był rodzajem happeningu – wspomina prezes Gorczyca. – Pamiętam, że mnóstwo wówczas w mediach mówiło się o tematach zastępczych, jakichś szkolnych mundurkach itd. Tym zajmował się rząd. Tymczasem wiele osób, w tym nasi koledzy – musieli wyjeżdżać za granicę, bo w kraju nie było dla nich pracy. Chcieliśmy, aby o tym mówiono, a nie o tematach błahych, nieważnych. No i wymyśliliśmy ten list w sprawie zakazu dla marzanny.
O apelu automobilistów pisały i mówiły ogólnopolskie media, komentowali go satyrycy (m.in. w programie TVN "Szkło kontaktowe") oraz dyskutowano o nim na forach internetowych. Ta dyskusja wraca zresztą w marcu każdego roku.
– Pamiętam, że zaraz po napisaniu listu do pana Giertycha zrobiło się wielkie, medialne zamieszanie. W kolejce do nas ustawiały się różne telewizje, prasa – wspomina ze śmiechem prezes Gorczyca. – Oczywiście powiedzieliśmy wszystkim, o co nam tak naprawę chodziło.
Pomysł zyskał jednak grono... zwolenników. Bo dzięki pismu do ministra Giertycha niektórzy zrozumieli, że Marzanna to nie tylko poczciwa zabawa dla dzieci, ale także ślad dawnego, słowiańskiego – może nawet trochę mrocznego – obrzędu przywoływania wiosny. Zaczęto o tym w mediach mówić, przypominać. Bo, aby przywołać tę, chyba najbardziej oczekiwaną porę roku, należało w dawnych czasach zniszczyć kukłę postaci kobiecej.
Zwano ją śmierzcią, śmiercichą, śmiercią, marzoniokiem, moreną lub marzanną. Ta wykonana ze słomy, pokaźna "figura" była symbolem zimy, ale także chorób i utrapień, które nękały naszych szacownych przodków (podobno także w ten sposób odstraszano dżumę). Kukła stała się także wyobrażeniem wszechobecnej w danych czasach śmierci (czasami "przyodziewano" ją zresztą w białe płótno, które miało symbolizować całun).
Batalia z tą groźną, nieprzewidywalną postacią nie była tematem do żartów.
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze