"Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce" – taki tytuł nosi jeden z tomów Oskara Kolberga poświęcony Lubelszczyźnie. To niezwykłe, trochę chyba zapomniane w naszym regionie dzieło, wydano w Krakowie, w 1884 r. Jego autor był wówczas członkiem krakowskiej Akademii Umiejętności oraz towarzystw naukowych w Paryżu, Petersburgu, Lizbonie oraz muzycznego: we Lwowie. Jedna z części tej niezwykłej publikacji nosi tytuł "Świat nadzmysłowy". Wybraliśmy z niej kilka fragmentów.
"Kiedy dwa wiatry przeciwne uderzą o siebie, zwłaszcza na płaszczyźnie, a jeszcze w takiej okolicy gdzie są przenośne piaski, lub też w czasie posuchy na miałko utarty gościniec (drogę bitą) zrywa się wtenczas słup kurzu lub piasku, który się szybko w około kręci i coraz więcej wzmaga, dopóki siła wiatru nie rozbiegnie się w powietrzu. Wtedy to mówią, że się diabeł cieszy, tańczy i młynkuje, a niebezpieczną jest rzeczą, zbliżać się do takiego wiru, albowiem bywały przypadki, że ciekawego lub nieostrożnego porwie licho, niesie w powietrzu i potem ciska na ziemię".
Wiatr mógł być zapowiedzią burzy. Przed tym zawsze groźnym zjawiskiem atmosferycznym zawsze działy się rzeczy niesamowite.
"Powiadają, że w czasie nadchodzącej chmury, a z nią zwyczajnego zaćmienia słońca, i w czasie trwającej błyskawicy, przylatują do domów i stodół, i podlatują pod strzechy: ptaszki w postaciach podobnych do jaskółek" – pisał Kolberg. "Chowają się pod dachy i pod strzechy, a żałosnym głosem odzywają się: krtu, krtu!".
To nie były jednak zwykłe, strwożone ptaszki. "Mają to być dzieci niemowlęta, które z tego świata bez chrztu świętego zeszły" – tłumaczył pan Oskar. "Dlatego więc cisnące się do nieba dzieci niechrzczone, odstraszają aniołowie piorunami, i dlatego-to częstokroć do nich, w postaci ptaków chowających się, najczęściej w strzechę piorun uderza. Dzieci niewczesne z poronienia (które Ruś potercze nazywa) należą do liczby tych, któreśmy dopiero opisali; ale nie zdaje się, ażeby o nich podobne (chłopi) mieli przesądy, albowiem dla niewiadomych zabobonów, zwykle te potercze pod swe progi, albo pod podłogi zakopują, a przecie się obawiają piorunów".
Wynikało to zapewne jeszcze z przedchrześcijańskich wierzeń (była to być może tzw. ofiara zakładzinowa: takie dziecko stawało się w domu przychylnym duszkiem, a nie groźnym "porońcem"). W niektórych częściach Zamojszczyzny wierzono, że duszę zmarłych dzieci nie mających chrztu mogą jednak dostać się do nieba. Muszą jednak odbyć pokutę.
"W Radecznicy lud mówi, że gdy grzmi, to dusza niechrzczonego dziecięcia, po siedmiu latach pokuty ucieka i woła: chrztu!" – notował Kolberg. "Kto z ludzi, żyjących usłyszy, powinien prędko chmurę przeżegnać znakiem krzyża świętego i wyrazy chrztu wymówić (ja cię chrzczę, w imię Ojca itd.), a wtedy z niej usłyszy znów wymówioną odpowiedź: dziękuję, – poczem burza ustaje i zbawiona tem dusza z chmur ulata do nieba. Jeżeli zaś ten ktoś na ziemi, słów wspomnianych nie wyrzeknie i znaku krzyża nie zrobi, to wtedy chmura goni za uciekającą dziecięcia duszą i strzela do niej piorunem".
Niezwykłe rzeczy mogły się także wydarzyć podczas "tęgiego mrozu".
"Opowiadają w okolicy Krasnegostawu, że chłop jadący do miasta, spotkał (...) na drodze zupełnie nagiego człowieka, który go prosił, aby go na saniach podwiózł" – czytamy w zapiskach Kolberga. "Ulitował się nad nim, okrył go siermięgą, a ten nagi pod samą rogatką (miasta) szepnął chłopu; jestem cholera i zniknął. Jemu nic nie było, ale w całej okolicy Krasnegostawu, bardzo ludzie potem umierali na cholerę. Działo się to w 1831 r.".
Więcej na ten temat w papierowym i e-wydaniu Kroniki Tygodnia.
Napisz komentarz
Komentarze