Rolnicy poczuli wiatr w żaglach i są przekonani, że ich postulaty będą musiały zostać ostatecznie wysłuchane. Problemy, o których mówią, nie zmieniły się i są związane z nieopłacalnością produkcji. Twierdzą, że z Ukrainy nadal przywożone jest w masowych ilościach słabej jakości ziarno. Na polskim rynku sprzedawane jest dosłownie wszystko – nawet te ziarna, które określane są mianem zboża technicznego, przeznaczonego na biomasę.
-Te problemy są powszechnie znane. Nie ma obecnie możliwości, aby sprzedać zboże w uczciwej, uwzględniającej wszystkie koszta cenie. Magazyny wypełnione są ziarnem z Ukrainy. Nasz kraj miał funkcjonować jako korytarz tranzytowy. Zboże miało trafiać tam, gdzie go najbardziej brakuje. Tak się nie stało, dlatego nie ustajemy w staraniach o uwzględnienie naszych postulatów – mówi Wojciech Łoś, rolnik, który postanowił włączyć się w najbliższą akcję.
Pan Wojciech przyznaje, że poziom determinacji u producentów rolnych (przede wszystkim zbożowych, ale nie tylko) osiągnął swój punkt kulminacyjny. Nie chodzi już o występowanie w czyimkolwiek imieniu, chodzi o obronę własnych interesów.
- Nasz protest nie ma żadnych podtekstów politycznych. Nasze problemy są realne, z konsekwencjami decyzji rządu borykamy się na co dzień w naszych gospodarstwach. Obecnie w niektórych przypadkach należy sprzedać nawet pół tony pszenicy, aby kupić sto kilogramów nawozu. To obrazuje skalę problemu. Jeden ze skupów w Hrubieszowie prowadzi skup suchej kukurydzy i proponowana cena to 650 zł. Czy ta cena uwzględnia koszty suszenia? - docieka pan Wojciech.
Obecnie cena tony pszenicy kształtuje się na poziomie 900-950 zł. Rolnicy wspominają okresy sprzed 12 lat, kiedy mogli sprzedawać wyprodukowane przez siebie płody po 1350 zł za tonę.
- To wysoce niepokojące, że ziarna zakwalifikowane jako zboże techniczne sprzedawane jest jako zboże paszowe lub czysto konsumpcyjne. Te certyfikaty są po prostu fałszowane. Zboże nie nadające się do dalszej produkcji żywności trafia do chleba, wszelkiego innego pieczywa, paszarnie kupują to zboże, bo jest po prostu tanie. I następnie jedzą to zarówno zwierzęta, jak i ludzie – wylicza rolnik. To oczywiste, że musimy pomagać. Pomagajmy zatem, ale nie kosztem naszych rodzin – zaznacza Łoś.
Rolników oburzają również inne zjawiska – wywożenie paliwa, nawozów i potrzebnych maszyn za granicę, na Ukrainę.
- Nas nieustannie straszy się, że tego paliwa zabraknie, natomiast wszystkie dobra trafiają tam. Dziwi również pewna niewspółmierność cen, które występują w Europie Zachodniej i na naszym rynku. W Niemczech cena tony nawozu oscyluje wokół 2500 zł, natomiast u nas trzeba zapłacić minimum 3500 zł – uważa Łoś.
Podobne odczucia towarzyszą zresztą wiceprezesowi Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego – Wiesławowi Grynowi.
- Cieszymy się, choć w tej sytuacji może trudno mówić o radości, że nasza akcja zyskała szerokie poparcie również w nieco bardziej odległych rejonach kraju. Protest, poza Dorohuskiem, będzie obejmował jednocześnie inne miejsca m.in. Lubyczę Królewską, Korczową, Medykę, terminal Złote Ziarno. Wciąż napływają do nas kolejne zgłoszenia, z innych miejsc. My, towarzystwo, przewodzimy tej akcji, ale myślimy również o tym, aby to nasze, szerokie jak się okazuje, porozumienie, nazwać roboczo Oszukana Wieś. Pod tą nazwą chcemy reprezentować wszystkich zainteresowanych aktualnymi problemami – mówi wiceprezes Gryn.
Rolnik zaznacza, że ceny na rynku polskim są o wiele niższe, niż np. na europejskiej giełdzie zbożowej MATIF.
- Tam pszenica osiąga średnią cenę ok. 1300 zł. Tutaj, w Polsce sprzedajemy tonę po 950 zł – wyjaśnia.
Wiceprezes organizacji zwraca uwagę na pewien paradoks. Zboża na rynku nie brakuje, a ceny podstawowych produktów zbożowych nie spadają. Przeciwnie - ceny chleba i innego rodzaju pieczywa systematycznie rosną. Dlaczego tak się dzieje? To pytanie retoryczne.
- Nie jesteśmy przeciwko pomaganiu. Osobiście rozładowywaliśmy u naszego prezesa w wiacie produkty, które napływały do nas m.in. ze Szwecji. Rozwoziliśmy je dalej, samochodami osobowymi do najbardziej potrzebujących rodzin. Obecna sytuacja zaczęła nas jednak przerastać – żali się rolnik. I dodaje - Na obecnej sytuacji zyskują jedynie koncerny i pojedynczy ludzie. Na pewno nie rolnicy.
Protest rozpocznie się 2 lutego o 10.30 na skrzyżowaniu drogi krajowej nr 12 z drogą wojewódzką nr 816 w Okopach.
Ma potrwać 48 h. Na czas jego trwania całkowicie wstrzymany zostanie przejazd samochodów ciężarowych na skrzyżowaniu drogi krajowej numer 12 (prowadzącej do przejścia granicznego w Dorohusku) z drogą wojewódzką numer 816. (Hrubieszów-Włodawa). Ruch samochodów osobowych będzie odbywał się normalnie, jednakże kierujący muszą liczyć się z mogącymi wystąpić utrudnieniami. Kierowcy samochodów ciężarowych, jadący na Ukrainę bądź też wyjeżdżający z Ukrainy, powinni kierować się na inne przejścia graniczne.
- Przez cały czas protestu będziemy czuwać nad bezpieczeństwem osób podróżujących. Apelujemy do kierujących o zachowanie szczególnej ostrożności w tym czasie oraz stosowanie się do poleceń funkcjonariuszy. Przygotowując się do podróży powinniśmy uwzględnić dłuższy niż zwykle czas dojazdu - mówi komisarz Ewa Czyż, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
Napisz komentarz
Komentarze