Składowisko odpadów zlokalizowane jest na posesji przy ul. Zwierzynieckiej w Biłgoraju (osiedle Sitarska-Kępy). Kolejna, również "bogata" w tekstylia nieruchomość, znajduje się przy ul. Konopnickiej (osiedle Piaski). Gromadzone tam od czterech lat odpady, głównie tekstylia, śmierdzą i są siedliskiem insektów. Wszystko dzieje się wśród zabudowań jednorodzinnych i rzut beretem od centrum miasta. Problem jest spory, jednak nie ma mocnych na jego rozwiązanie.
Z biznesu pozostał smród
Wszystko zaczęło się w 2019 roku. Młody przedsiębiorca planował otworzyć sklep z odzieżą używaną. Potrzebne mu było pomieszczenie, które miałoby spełniać rolę magazynów. Wówczas kilku przedsiębiorców wyraziło zgodę na podpisanie z nim umów najmu pomieszczeń, którymi dysponowali, z przeznaczeniem na magazynowanie używanych tekstyliów.
Z biznesu nic nie wyszło, a pozostał jedynie smród. Problem nasila się wraz z letnimi upałami. W wyniku postępującego rozkładu zgromadzonych odpadów, fetor rozchodzi się po całej okolicy. Żeby tego było mało, teren upodobały sobie szczury, których populacja w tym miejscu wzrasta z roku na rok. Sytuację komplikuje fakt, że niedoszły przedsiębiorca trafił do więzienia.
Problem od początku dostrzegły władze miasta. Do magistratu docierały sygnały, że na posesji nie są składowane tekstylia, a śmieci. Bez koncesji nikt na swoje podwórko nie może przyjąć odpadów. Tylko przedsiębiorstwa posiadające koncesje mają prawo gromadzić, składować i przetwarzać odpady. Sprawa została zgłoszona na policję oraz do prokuratury.
Prokuratura zajęła się sprawą, po czym odmówiła prowadzenia postępowania. Twierdziła, że zgromadzone tekstylia nie są odpadami, a ich gromadzenie ma związek z planami przedsiębiorcy. Wszak miał powstać sklep z odzieżą, a do tego młody biznesmen potrzebował lokali i magazynów. Miasto na tę decyzję prokuratury złożyło zażalenie do sądu. Ten przychylił się do stanowiska prokuratury uznając, że na posesji nie są gromadzone odpady, a tekstylia. Sąd uznał, że nie zagrażają one środowisku i decyzja prokuratury była słuszna.
Szczury biegają między nogami
Problem nietypowego sąsiedztwa nurtuje mieszkańców spokojnego na co dzień osiedla. Ludzie obawiają się o swoje zdrowie, a nawet życie. – Problem ten spędza sen z powiek mieszkańcom osiedla Sitarka -Kępy i zapewne jeszcze jakiś czas będzie – twierdzi Bogdan Kiełbasa, przewodniczący Rady Osiedla Sitarska- Kępy. W minionym roku mieszkańcy do władz miasta złożyli petycję, pod którą podpisało się 127 osób. Zwrócili się oni z prośbą do burmistrza o pomoc w rozwiązaniu problemu. – Mieliśmy świadomość o wysoce skomplikowanej pod względem prawnym sprawie – dodaje przewodniczący Osiedla. Podkreśla, że wszystkie decyzje administracyjne wydawane przez burmistrza dotyczące uporządkowania działki były i są zaskarżane przez właścicieli nieruchomości.
Sąsiedzi posesji są bezsilni. Żądają stanowczych rozwiązań. – Sprawą tą powinna zająć się prokuratura. Szczury biegają, to jest niemożliwe. Każdy chce to zlikwidować tylko nikt nie może. Metoda "spychalskiego" skończyła się – mówił podczas spotykania mieszkańców z władzami miasta Ryszard Siembida. Wtórowała mu mieszkanka sąsiedniej ze składowiskiem odpadów posesji. – My płacimy podatki. Żądamy, aby z tym coś zrobić. Pies wyskoczy, szczeka i ucieka, bo szczury chodzą po ulicy jak koty. Tak nie da się żyć – twierdzi.
Jak podkreśla Łukasz Pracoń, mieszkaniec osiedla i radny Rady Miasta Biłgoraja, problem ten nie dotyczy tylko najbliższego sąsiedztwa. Jego zdaniem odpady stwarzają problem epidemiologiczny, jak również zagrożenie pożarowe. Twierdzi, że samorząd miasta powinien wydać pieniądze z miejskiego budżetu i uprzątnąć odpady. – Lepiej wydać te pieniądze niż ryzykować życie mieszkańców osiedla – dodaje.
Zdaniem innego mieszkańca osiedla – Zbigniewa Kity – miasto powinno teren uprzątnąć, a kosztami obciążyć właściciela posesji. – W trybie sądowym tego nie załatwimy, bo nie nastąpiło stwierdzenie przestępstwa. Sąd nie osądzi, jak prokurator nie udokumentuje przestępstwa. Nie bawmy się w takie coś. Tryb administracyjny jest wskazany. Władza publiczna nie jest sprawowana dla przyjemności, władza to załatwianie spraw, które są problemem dla mieszkańców, a to jest dużym problemem. Należy wystąpić o zgodę na usunięcie tych śmieci i konsekwencją obciążyć właściciela posesji. Niech on się broni i w pełnym zakresie odpowiada za swoją nieruchomość. Jak my będziemy się bawić na zasadzie przepychanek, to będziemy jeszcze sprawę tę załatwiać kilka lat – twierdzi. Dodaje, że każdy na własnej posesji powinien dbać o porządek. Burmistrz natomiast jest gospodarzem miasta. Mieszkaniec podkreśla, że w konsekwencji zawsze odpowiada właściciel nieruchomości, który jego zdaniem nie wyegzekwował swoich praw. – Jestem zwolennikiem nie przeciągania tego w czasie, bo wiadomo jak działają sądy. Coraz groźniejsze skutki tej działalności ponoszą ludzie. To się rozkłada i śmierdzi – dodaje.
Skomplikowana materia
Burmistrz Janusz Rosłan rozkłada ręce. Podkreśla, że temat jest skomplikowany. – Nie jest to sprawa prosta do rozwiązania. Po wyczerpaniu całego toku prawnego sprawa została skierowana przez właściciela do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Dopóki nie będzie decyzji, nic nie możemy zrobić – mówi.
Włodarz zapewnia, że miasto, gdy tylko dowiedziało się o tym procederze, włączyło się do postępowania w tej sprawie. – Złożyliśmy zażalenie do sądu, sad podtrzymał swoją decyzję, uznającą, że młody przedsiębiorca ma prawo do prowadzenia działalności gospodarczej. Sprowadził on odzież używaną i w kilku miejscach w mieście zawarł umowy z właścicielami nieruchomości na przechowywanie tej odzieży. W między czasie odzież spod zadaszenia trafiła na świeże powietrze. Opady deszczu drobiły swoje. Trudno uznać czy to tekstylia nadające się do dalszej sprzedaży, czy też śmieci – twierdzi.
Sprawa jest ewenementem w skali kraju. Jak zaznacza burmistrz, analizował różne tego typu sytuacje w kraju, jak również stanowiska sądów w takich kwestiach. Okazuje się, że takiej sytuacji nie było nigdzie. Miały miejsce przypadki, że prokuratura nie była w stanie ustalić kto jest właścicielem odpadów. Wówczas koszty takiego porządkowania ponosiła gmina. – Nigdzie nie było takiej sytuacji żeby właściciele zawarli umowy na przechowywanie tekstyliów bądź odpadów – dodaje.
Burmistrz podkreśla jednoznacznie, że ktoś chciał na tym zarabiać, więc dlaczego to samorząd, a tym samym wszyscy mieszkańcy mają płacić za uprzątnięcie terenu. To przedsiębiorcy zawarli umowę najmu, a wynajem miał przynosić zyski. – W moim przekonaniu, dopóki ścieżka prawna nie zakończy się, tak długo pieniędzy publicznych na uprzątnięcie posesji nie wydam. Jak zostanę zmuszony decyzjami Samorządowego Kolegium Odwoławczego do uprzątnięcia terenu, wówczas te środki wydam i zutylizuję te odpady – dodaje. Zaznacza, że obecnie nie może podjąć żadnej decyzji. Odpady nie zagrażają życiu, a sanepid odmówił wszczęcia postępowania w tej sprawie. – Materia jest skomplikowana. Trzech prawników Urzędu Miasta nie może znaleźć skutecznego rozwiązania – dodaje.
Szacunkowy koszt uprzątnięcia posesji to grubo ponad 100 tys. zł.
Napisz komentarz
Komentarze