Katarzyna Ważna jest animatorką i nauczycielką. Mieszka w gminie Rachanie. 13 lat temu z rodziną przeniosła się do Pawłówki – maleńkiej, ale bardzo urokliwej wioski. Historią zawsze się interesowała i starała się nią zainteresować młodych ludzi. W szkołach, w których uczy, angażuje uczniów w Akcje Żonkil, jeździ z nimi do Muzeum Miejsca Pamięci Żydów w Bełżcu. Historię, od której wszystko się zaczęło, usłyszała od starszej mieszkanki Pawłówki Krystyny Rechul, podczas spaceru.
– Opowieść o żydowskich dzieciach bardzo mnie poruszyła. Rozważałam losy rodziny mieszkającej niegdyś 200 metrów ode mnie. Kiedy ja z rodziną wiłam swoje nowe gniazdo, czując się szczęśliwa, nieustająco widziałam oczami wyobraźni rozgrywającą się na rogu żydowskiego domu tragedię. Miejsce, gdzie zakopano zwłoki wskazali mi tutejsi mieszkańcy, ale dopiero pan Janusz Godziński – wnuk Bronisława Wysockiego (1912-1982) umiejscowił je dokładniej, opowiadając, że to właśnie jego dziadek zakopywał zabitych – mówi Katarzyna Ważna.
Nie mogła tak po prostu tego zostawić. Od Ewy Koper z Muzeum w Bełżcu dowiedziała się, że jest fundacja, która zajmuje się upamiętnianiem ofiar Holocaustu. Skontaktowała się więc z Fundacją Zapomniane z Warszawy. Do Pawłówki przyjechali jej przedstawiciele. Porozmawiali ze świadkami historii, nagrali, spisali co się dało. Po dwóch latach od tamtego spotkania i dokładnie w 80. rocznicę śmierci trójki żydowskich dzieci z Pawłówki, w miejscu gdzie ich pogrzebano, postawiono symboliczną macewę.
Złoty medalik nie ocalił życia
Ryfka, Balka i Jankiel prawdopodobnie byli rodzeństwem.
– Dzieci zostały zabite blisko domu. Ich matka miała zginąć rok wcześniej. I spoczywa na terenie tej wsi, ale w innym miejscu. O ojcu nie wiemy nic. Dzieci zginęły w 1943 r. Miały jeszcze jedną siostrę, stryjeczną bądź cioteczną – Myndę. Ona i Ryfka na widok Niemca zaczęły uciekać, ale ostatecznie Ryfka wróciła się do młodszych dzieci – powtarza za świadkami tej historii Agnieszka Nieradko, współzałożycielka Fundacji Zapomniane.
Z nadzieją na uratowanie życia dziewczynka wyjęła z kieszeni złoty łańcuszek, ale Niemiec był bezlitosny. Zabił całą trójkę. Mynda przeżyła, bo po tej tragedii ukrył ją w piwnicy sąsiad – Bronisław Wysocki. To on zakopał też martwe dzieci koło ich domu.
– Dzięki pomocy pana Wysockiego, który zrobił to w tajemnicy nawet przed najbliższymi, a potem całego łańcuszka ludzi, Mynda ocalała i wyjechała do Ameryki. Wiemy, że po wojnie kontaktowała się z rodziną tego sąsiada, który ją uratował – dodaje Agnieszka Nieradko. Mynda w Chicago założyła rodzinę i tam prowadziła sklep spożywczy. Zmarła w 2001 r.
Bronisław Wysocki w 1943 r. miał 31 lat. Zmarł w 1982 roku, ale swoją wiedzę o tragicznej historii pawłowieckich Żydów przekazał wnukowi Januszowi Godzińskiemu.
Do listy świadków należą też: Krystyna Rechul (zm. w 2020 r.), Teresa Szyszło (córka K. Rechul), Józef Żdan i Władysław Wiciejewski, który ma teraz 91 lat, mieszkał obok, więc bawił się z tymi dziećmi. Katarzyna Ważna planuje jeszcze rozmowę z 92-letnim Tadeuszem Gęborysem. Być może uda się ustalić coś nowego. Fundacji zależy na tym, by poznać losy żydowskiej rodziny, wiek dzieci, nazwisko. Wspierają ich w tym miejscowi historycy i regionaliści.
Poruszająca lekcja
W przytoczoną historię zaangażowali się też młodzi ludzie: młodzież klasy Ic Liceum Ogólnokształcącego im. Bartosza Głowackiego w Tomaszowie Lubelskim oraz klasy 6 i 8 Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Michalowie (w tych szkołach uczy K. Ważna). To oni zrobili drewnianą macewę, którą potem ustawiono za zgodą Felicji i Wiesława Wlaziów na wzgórzu, w centrum Pawłówki, nieopodal przydrożnego krzyża z kapliczką Matki Boskiej, przy drodze powiatowej Podhorce – Józefówka.
Ale zanim macewa powstała, uczniowie poznali historię Żydów z regionu, odwiedzili obóz zagłady w Bełżcu, byli na pogadankach z Ewą Koper, od siebie przygotowali koncert pieśni żydowskiej, a na warsztatach z prezes Fundacji Zapomniane – Aleksandrą Janus – obejrzeli film „Ukos światła” w reżyserii Wojciecha Szumowskiego. Następnie w Dworku Atrium w Pawłówce stworzyli macewę, na której laserem wypalona jest gwiazda Dawida, dwie hebrajskie litery symbolizujące „Tu spoczywa” i inskrypcja: „Tu spoczywają błogosławionej pamięci Żydzi zamordowani w czasach Zagłady. Niech ich dusze będą związane węzłem życia”. Imiona ofiar zapisali uczniowie: Hania Dworzycka napisała imię Ryfki, Zuzia Żero – Balki, a Adrian Koperwas – Jankiela.
Warsztaty możliwe były dzięki wsparciu Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Polsce i darczyńcy Szlomo-Albam-Stiftung. Z kolei cały projekt był współfinansowany ze środków „MultiMemo”.
Uroczystość wkopania macewy w miejscu wskazanym przez świadków mordu Ryfki, Balki i Jankiela odbyła się 30 marca. Udział w niej wzięli mieszkańcy, uczniowie, inicjatorzy i członkowie Fundacji Zapomniane. Były modlitwy i śpiew. Skromnie, ale godnie.
Duma i wzruszenie
Katarzyna Ważna, sprawczyni całego wydarzenia, jest dumna z postawy swoich uczniów i wdzięczna mieszkańcom i znajomym.
– Tyle emocji, wzruszeń, wspólnych rozmów, przygotowań, pracy w terenie, prób poskładania człowieczego losu ze strzępków wspomnień ostatnich żyjących, ale i odchodzących już świadków. Obawa o zrozumienie i podjęcie tematu przez dzieci i młodzież. Próba przekonania do poznania nowej kultury narodu żydowskiego, który przez wieki współistniał z narodem polskim. Wszystko pięknie się udało! Myślę, że Ryfka, Balka i Jankiel długo czekali na swój godny, taki po ludzku "pogrzeb", ale ich bezsensowna, tragiczna śmierć wydała piękny owoc. Dzięki spotkaniu obu narodów żydowskiego i polskiego powstała piękna nić człowieczego porozumienia, świadomi młodzi ludzie, którzy nie będą myśleć utartymi wrogimi stereotypami. Jestem przekonana już teraz, po rozmowach z uczniami, że wspólne spotkanie i przyjazny dialog pozostawiły w nich nie tylko pamięć, ale utorowały nową, otwartą drogę w relacjach polsko-żydowskich – podsumowuje nauczycielka.
Choć minęło już kilka dni, to ciągle uczniowie przekazują jej wiadomości od swoich dziadków, którzy pochwalają te działania. Oni sami czekają na ciąg dalszy, a taki będzie.
Drewniana macewa to początek
Jeszcze w tym miesiącu członkowie Fundacji Zapomniane znów pojawią się w gminie Rachanie. W Pawłówce zabezpieczą grób, zrobią badania georadarowe. Będą dochodzili szczegółów historii.
– Oznakowanie drewnianą macewą to jest wstęp do trwałego upamiętnienia. My zostawiliśmy mieszkańcom miejsce, gdzie mogą przyjść, pomodlić się, zapalić świeczkę, położyć kwiatek czy kamyk, jak to jest w tradycji żydowskiej. Tworzymy taki rytuał. A potem go trwale wpiszemy w lokalny krajobraz, robiąc uroczystość z rabinem, księdzem, władzami lokalnymi. Wtedy drewniana macewa zostanie zastąpiona betonową – oznajmia Agnieszka Nieradko.
Wylicza, że działająca od 2014 roku fundacja trwale upamiętniła do tej pory trzy miejsca na Lubelszczyźnie, dwa na Podlasiu i jedno na Podkarpaciu. Oznakowała drewnianą macewą sto miejsc. Ale potrzeby można mnożyć.
– Takich miejsc, gdzie są ludzkie szczątki, a nie ma żadnego znacznika, są setki, a może nawet tysiące. Ich lista rośnie codziennie. Ciągle ktoś się do nas zgłasza z nową historią, na której odkurzenie przyszedł czas – dodaje nasza rozmówczyni.
Groby koło cukrowni
W gminie Rachanie już jest podejmowana kolejna sprawa. W Wożuczynie-Cukrowni, na popegeerowskich polach, przy tzw. alei lipowej znajduje się masowy grób. Jeśli wierzyć świadkom, są w nim szczątki 76 osób, które Niemcy zabili w 1943 roku. Wcześniej mieli przywieźć Żydów do pracy w cukrowni.
– Marian Żak, naoczny świadek, jako dziecko widział te zdarzenia przez okno, przez firankę. Policzył zabitych i podał nam liczbę 76 osób. Ten pan wyjechał stamtąd po wojnie na Śląsk. Spotkałam go w 2017 r. w Bytomiu. Niestety już nie żyje. Obszernie opowiadał o tej tragedii, a swoją wiedzę przekazał osobie z rodziny. Pan Jacek przyjedzie z nami do Wożuczyna, żeby zidentyfikować miejsce pochówku Żydów – zapowiada współzałożycielka Fundacji Zapomniane.
Napisz komentarz
Komentarze