Podczas jednego z zebrań Rad Osiedli, o plany władz miasta względem bezpieczeństwa mieszkańców oraz zachowania w trakcie ewentualnego ataku pytał mieszkaniec. – Czy miasto ma jakiś plan, czy jest przygotowane w odniesieniu do obywateli miasta, gdyby spotkał nas taki los jak mieszkańców w Ukrainie? Gdzie możemy się schować? Gdzie dostaniemy wodę pitną i środki ochrony osobistej? To są realia brzegowe, jednak słyszymy, że jednym z celów w Polsce jest nasza okolica, ponieważ tu są ci, którzy nas chronią rakietami Patriot – mówił. Pytał jaki jest plan władz miasta, gdyby w Biłgoraju wydarzyła się tragedia podobna do tej w Przewodowie, gdzie rakieta spadła na przypadkowych mieszkańców. – Może mogłoby to się wydarzyć przez pomyłkę, może prowokacyjnie – dodał. Zauważył, że jako wspólnota powinniśmy myśleć o obronie własnych interesów.
Place zabaw zamiast schronów
Odpowiedzi udzielił burmistrz Janusz Rosłan. Stwierdził jednoznacznie, że samorządy w tym zakresie nie działają samodzielnie. Zadania miasta są jasno ustalone w ustawie o samorządzie gminnym. – My nie możemy wykraczać poza swoje zadania. Wszystkie nasze plany i działania związane z obroną cywilną uzgadniane są z wojewodą. W tym zakresie jest pełna współpraca – przekonywał burmistrz. Zaznaczył, że jeśli chodzi o kwestię schronów, w całym kraju nie wygląda to najlepiej. Podobnie jest w Biłgoraju. – Na terenie miasta jest jedno miejsce, które na lata 70. ubiegłego wieku spełniało wymogi schronu. Chodzi o budynek poczty przy ul. Pocztowej. Budowanie schronów jest poza właściwościami samorządu i możliwościami budżetu miasta – twierdził.
Głos w dyskusji zabrał również zastępca burmistrza Jarosław Bondyra, który kilka miesięcy temu odwiedził kraj ogarnięty wojną. – W Ukrainie są schrony, które działają bardzo dobrze. Ukraińcy wykonali je na potrzebę chwili bardzo szybko. Przygotowali piwnice, dobudowali do nich odpowiednie bezpieczne wyjścia. W schronach, np. w szpitalach, wykonywane są operacje – mówił. Dodał, że gdy jesienią w Przewodowie doszło do tragedii w szkołach i przedszkolach na terenie miasta wyznaczono miejsca, gdzie ewentualnie można byłoby zabezpieczyć dzieci. – My w tym zakresie nie możemy podejmować decyzji, bo nie jesteśmy specjalistami. Koordynacja następuje ze strony wojewody – twierdził.
Obawy mieszkańców wyraźnie studził Andrzej Łęcki, przewodniczący Rady Miasta Biłgoraja. Uznał, że wojna w Ukrainie skończy się szybciej niż wszystkim się wydaje. A rozmowa o schronach i ewentualnym zagrożeniu jest "sianiem strachu". – Nie popadajmy w nastrój zagrożenia. Ja jestem optymistą. Nic nam nie grozi. Ta wojna jest daleko od nas i to media nakręcają cały strach – mówił. Dodał, że powinniśmy budować place zabaw, ulice, parki, a nie zajmować się schronami. Zaznaczył, że nie należy porównywać sytuacji Polski do sytuacji Ukrainy. – Jesteśmy dobrze chronieni. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Nam nic nie grozi. Zajmujmy się codziennymi sprawami. Schrony i wojnę zostawmy tym, którzy się tym fachowo zajmują – przekonywał.
Granica bezpieczeństwa
Wyjaśnienia nie uspokoiły mieszkańca. – Podziwiam ten optymizm, ale obiektywnie rzecz biorąc, istnieje coś takiego jak pewna granica bezpieczeństwa. Tą granicą bezpieczeństwa jest to, że każdy powinien wiedzieć m.in. jak brzmią sygnały ostrzegawcze w przypadku zagrożenia chemicznego czy biologicznego – mówił. Jako przykład podał Szwecję, gdzie mieszkańcy są zapoznawani z takimi sygnałami. Jego zdaniem to samorząd powinien zadbać o edukację w tym zakresie. Dodał, że mieszkańcy powinni mieć informację, gdzie w przypadku zagrożenia udać się po wodę pitną, do kogo zgłosić się o pomoc. – Pomijamy ten aspekt naszego życia. Sami siebie szanujmy i przygotowujmy plany kryzysowe – apelował.
Na to Andrzej Łęcki odpowiedział, że rozpowszechnianie tego typu informacji byłoby straszeniem mieszkańców. Jego zdaniem nastąpiłaby wśród nich panika i ogarnąłby ich strach. To jego zdaniem niepotrzebne.
Padło również pytanie o bezpieczeństwo ujęć wody. Wiedzę na ten temat miał Jan Skrok, radny Rady Miasta Biłgoraja. Zapewnił, że wszystkie ujęcia są w pełni zabezpieczone i oplombowane. – Zamontowane są czujki. Jeśli ktoś zbliży się do ujęcia, pracownik natychmiast dostaje sygnał i jedzie na miejsce. Pracownicy systematycznie sprawdzają, czy plomby nie są naruszone – mówił.
Napisz komentarz
Komentarze