W powiecie tomaszowskim kulinarnych rarytasów nie brakuje. Brakuje natomiast szlaku kulinarnego, który sprawnie poprowadziłby turystę po rarytasach dla podniebienia. Żaden z produktów nie doczekał się też wpisu na listę produktów tradycyjnych prowadzoną przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Turystyka kulinarna staje się modna, bo turyści oprócz zabytków i atrakcji rekreacyjnych, szukają też smaków, które zapamiętali z dzieciństwa lub tych lokalnych, tradycyjnych, których nie znają.
– Od osób, które odwiedzają nasz punkt informacji turystycznej często słyszę zapytania, co i gdzie można zjeść charakterystycznego dla regionu. Tych zapytań z roku na rok jest coraz więcej – mówi Magdalena Tereszczuk, prezes Lokalnej Organizacji Turystycznej "Roztocze" z Tomaszowa Lubelskiego.
Czas dobrego jedzenia
Choć smaki Roztocza tomaszowskiego doczekały się wielu publikacji, w czym jest zasługa Lokalnej Grupy Działania "Roztocze Tomaszowskie", to wciąż nie powstał szlak turystyczny, który mógłby wskazywać wprost zainteresowanemu gdzie można spróbować lokalnych produktów. Także żaden wyrób kulinarny z tomaszowskiego nie znalazł się na ogólnopolskiej Liście Produktów Tradycyjnych prowadzonej od 2009 r. przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Rejestrowane są na niej produkty lokalne przygotowane według lokalnych receptur, od co najmniej 25 lat (trzeba to udokumentować). Lista to swoista rekomendacja dla smakoszy. Figuruje na niej 178 produktów z województwa lubelskiego. Najwięcej wyrobów piekarniczych i cukierniczych, gotowych dań i potraw, sporo napojów oraz produktów mięsnych. To trzeci wynik w kraju po województwach: podkarpackim (219 produktów) i małopolskim (194 produkty). Powiat tomaszowski na tej mapie jest białą plamą.
Ewa Piwko-Witkowska, prezes Lokalnej Grupy Działania "Roztocze Tomaszowskie", zwraca jednak uwagę, że część produktów z listy nie jest na co dzień dostępna dla konsumentów. Tak jest ze smakołykami zarejestrowanymi przez Koła Gospodyń Wiejskich. Można je spróbować tylko podczas festynów i kiermaszów. A chodzi o to, aby były dostępne na co dzień.
– Problem w tym, że przedsiębiorcy, na co dzień prowadzący swoje biznesy zwyczajnie nie mają kiedy zająć się dopełnieniem procedury rejestracji, niektórych zniechęca biurokracja – mówi Ewa Piwko-Witkowska.
Więcej na ten temat w najnowszym numerze i e-wydaniu Kroniki Tygodnia
Napisz komentarz
Komentarze