O tej sprawie poinformował nas pan Andrzej Samulak. Twierdzi, że kilka lat temu jego dobre relacje z sąsiadem pogorszyły się. Ma dosyć sądzenia się z sąsiadem. Dodaje jednak, że jak będzie trzeba, to odwoła się nawet do Ministerstwa Sprawiedliwości.
– W 2013 roku dowiedziałem się od sąsiada i jego żony, że w kwietniu 2012 roku był u nas geodeta. Granice mojej i sąsiednich działek zostały przesunięte o 4-5 metrów na wschód. Starostwo wprowadziło mapę od geodety, nie sprawdzając jej z zasobami źródłowymi. Granice były wyznaczone sądownie już w latach 70. Sąsiad wraz geodetą nie chcą tego naprawić – żali się Andrzej Samulak, mieszkaniec Szperówki, emerytowany rolnik.
Na terenie swojej posesji Andrzej Samulak pokazuje nam wybudowany z jednej strony niewielki budynek gospodarczy, który, jak twierdzi, w wyniku naniesienia granic przez geodetę sąsiada, znalazł się centralnie na granicy jego działki (do tej pory był w granicach działki). Z drugiej strony, od posesji sąsiada, z którym toczy spór, pokazuje drogę, która, według obecnych wytycznych, nie była, ale znalazła się na jego terenie.
Inaczej sprawę widzi sąsiad pana Andrzeja (prosił o nieujawnianie imienia i nazwiska).
– Kilka lat temu jako pierwszy w okolicy zamówiłem wytyczenie granic. Chciałem zrobić przyłącze, dół chłonny. Zamówiłem mapę do celów projektowych. Okazało się, że te granice poprzesuwane są o 5 metrów. Jak się o tym dowiedział mój sąsiad, pan Samulak, doszedł do wniosku, że to moja wina, że to spisek, ale prokuratura nie doszła do tych samych wniosków co mój sąsiad. Moje nieszczęście polega na tym, że jako pierwszy zauważyłem tę nieprawidłowość i tak się bawimy od kilku lat – odpowiada sąsiad pana Andrzeja.
Sądy i geodeci...
Sąsiedzi zaczęli ciągać się po sądach. Na rozprawy wzywani byli nie tylko oni, ale geodeci wytyczający granice. Nie zabrakło przeprowadzanych na miejscu, w Szperówce, wizji i odwoływania się od zasądzanych postanowień.
Więcej w najnowszym numerze "Kroniki Tygodnia".
Napisz komentarz
Komentarze