Kwiecień 1888 roku był wyjątkowo chłodny. Rosyjscy żołnierze, którzy zostali niedawno przydzieleni do guberni lubelskiej chętnie wstępowali do miejscowych karczm, by rozgrzać się nie tylko ogniem z kominka. Nie mieli dobrej sławy. Dotyczyło to również kozackich dragonów z pułku narwskiego, którzy patrolowali okolice Hrubieszowa.
Cicha, wiejska karczma
Kilka mil drogą na południe z Hrubieszowa można było dojechać do cichej i spokojnej wioski Sahryń. Mieszkała tam głównie ludność ukraińska. Każdy znał tam każdego i dni płynęły ustalonym od pokoleń rytmem. W sercu wioski stała skromna, ale gościnna karczma. Jej właścicielem był Antoni Szura, unita, człowiek powszechnie szanowany, znany z dobrego serca i zawsze gotowy udzielić pomocy potrzebującym.
Choć był karczmarzem, nie dorobił się majątku. Ze skromnych dochodów utrzymywał rodzinę: żonę, dwie córki i teściową. Od czasu do czasu odkładał kilka rubli na czarną godzinę do drewnianej skrzynki, którą trzymał za kontuarem.
Wieczór 18 kwietnia 1888 nie zapowiadał tego, co miało się za chwilę wydarzyć. W karczmie życie toczyło się codziennym trybem. Żona karczmarza krzątała się za kontuarem. Choć była w szóstym miesiącu ciąży, pomagała mężowi w prowadzeniu lokalu, na ile siły jej pozwalały. W kącie izby bawiły się drewnianymi lalkami dwie małe córki Antoniego. Na niskim zydlu, tuż przy kominku modlitwy cicho szeptała staruszka – teściowa szynkarza. Gości już praktycznie nie było.
Przy koślawym stole siedzieli tylko dwaj Kozacy. Byli to dragoni z 39 pułku narwskiego, który od kilku tygodni stacjonował w guberni lubelskiej. Żołnierze patrolowali okolice i często zaglądali do karczmy w Sahryniu. Czuli się tu jak w domu i zdążyli już dobrze poznać zwyczaje gospodarzy. Ale obecność rosyjskich dragonów, ich ponure miny i dzikie spojrzenia zawsze wzbudzały niepokój wśród gości i rodziny Antoniego.
Barbarzyński mord
Pogoda tego dnia była wyjątkowo paskudna. Szare niebo, dotkliwy zimny wiatr i drobny deszcz, który zacinał bolesnymi kroplami nie sprzyjały podróżom. Ale Antoni Szura miał do załatwienia interesy w pobliskim Hrubieszowie. Założył ciepły płaszcz podbity futrem, pożegnał się z rodziną, zaprzągł konia do wozu i ruszył błotnistą drogą.
Do Hrubieszowa dotarł już o zmroku. Minął synagogę i skierował się w stronę Nowego Rynku. Tam odwiedził skład starego Żyda Sterna i odebrał worki z zamówionym zaopatrzeniem. W pobliskiej trafice kupił jeszcze pękaty woreczek tytoniu do fajki, a w sąsiednim sklepiku słodycze dla córek i ruszył z powrotem do Sahrynia. Obciążony wóz, noc i rozmoknięta droga sprawiły, że do swojej karczmy powrócił dobrze po północy. Widok, który zastał na miejscu, nie sposób opisać…
Tak tę makabryczną zbrodnię relacjonuje Kurier Poznański z 21 czerwca 1888 roku: „Żołnierze nazwiskiem Podolin i Zdobin zarżnęli żonę szynkarza, jej staruszkę matkę i dwie dziewczynki 9- i 6-letnią, córki szynkarza. Zbrodni dokonano po północy, gdy sam szynkarz Szura był w Hrubieszowie. Szura był niezamożny i majątku nie posiadał; w skrzynce czasem chował po kilka rubli i to zauważyli dragoni. Upatrzywszy chwilę jego nieobecności, dokonali zbrodni ohydnej, nieludzkiej. Takim jest czyn dragonów, gdyż zabita żona szynkarza była szósty miesiąc przy nadziei, o czem dobrze zbrodniarze wiedzieli. Po dokonaniu zbrodni zabrali ową skrzynkę, rozbili w lesie i wyjęli z niej pieniądze w ilości piętnastu rubli”.
Dożywocie w kopalni
Carska policja śledcza szybko ustaliła sprawców zbrodni. Śledztwo ruszyło już na drugi dzień. Agenci odnaleźli w świeżo zaoranym polu wyraźne ślady żołnierskich butów wiodące do pobliskiego lasu.
Tak pościg opisuje warszawski dziennik „Słowo” z 27 kwietnia 1888 roku: „Ślady na roli doprowadziły pohcyę do miejsca, gdzie ujęto domniemanych zbrodniarzy. Przy jednym z nich znaleziono nóż obosieczny, którym prawdopodobnie dokonał morderstwa”. Dragoni z 39 pułku narwskiego, Podolin i Zdobin trafili do carskiej tiurmy.
Okrutna, barbarzyńska zbrodnia Kozaków wstrząsnęła nie tylko lokalną społecznością. Wieść o zdziczeniu rosyjskich żołnierzy odbiła się echem w całym kraju. Zszokowani byli nawet carscy oficerzy przyzwyczajeni do bandyckich wyczynów swoich podwładnych.
Jak pisze reporter Kuriera Poznańskiego: „W tym całym smutnym w kronice życia wojska rosyjskiego wydarzeniu jedno zasługuje na pochwałę, mianowicie, że prędko przeprowadzono śledztwo, prędko wyznaczono sąd i zastosowano do zbrodniarzów surową karę”. Carski sąd wojenny skazał bowiem Podolina i Zdobina na dożywotnie, ciężkie roboty w kopalniach.
Napisz komentarz
Komentarze