Ferie zimowe trwają, a wielu Polaków z rodzinami na miejsce wypoczynku wybiera stolicę Tatr – Zakopane. O tym, ile tam można wydać, krążą legendy i żarty.
Ludzie opowiadają, że np. w restauracji „pierogi – duża misa” to nic innego jak faktycznie spory talerz, a na nim... 4 pierogi. Albo że kotlet po zbójnicku to nic innego jak normalny schabowy, tyle że koszmarnie drogi. Takich żartów można przywołać wiele, a wszystkie biorą się z tego, że górale na turystach chcą jak najwięcej zarobić.
Rachunek za taxi
Widać to na przykładzie człowieka, który do redakcji „Tygodnika Podhalańskiego” przysłał paragon za przejazd taksówką. Za przejechanie 23-kilometrowej trasy z Zakopanego na parking pod Morskim Okiem musiał zapłacić aż 361 zł.
– Taksówkarz stwierdził, że musi przecież jeszcze wrócić i dodał coś o kosztach mechanika. To jakieś żarty. Pytałem później w Zakopanem innych taksówkarzy, ile kosztuje taki kurs. Usłyszałem, że ceny zaczynają się od 160 złotych, a maksimum to 200 zł – mówi turysta.
Redakcja sprawdziła ceny w jednej z lokalnych firm. Okazało się, że taki kurs powinien kosztować 120-150 zł. Są jednak na rynku „czarne owce”, które wykorzystują przyjezdnych.
Bo nie zapytał
„O komentarz poprosiliśmy też taksówkarza, który wystawił paragon na 361 zł. Jak tłumaczy, klient nie zapytał na początku, ile kosztuje kurs. Gdyby zapytał, ustalona zostałaby cena umowna na poziomie 200 zł. Taksówkarz dodaje, że ma wystawiony cennik, nie czuje się w jakiś sposób winny, płaci od wszystkich kursów wysokie podatki” – czytamy.
Napisz komentarz
Komentarze