Do leżącej w powiecie niżańskim Domostawy (gm. Jarocin) przyjechali 14 lipca z całej Polski: od Szczecina po Ustrzyki Dolne, od Jeleniej Góry po Białystok. Autokarami, busami, samochodami osobowymi i motocyklami. Mieli ze sobą biało-czerwono flagi.
Czytaj też: Szczebrzeszyn: Genowefa Mazurek obchodziła 100 urodziny. Poznaj sekret długowieczności
Wśród uczestników nie mogło zabraknąć przedstawicieli zamojskiego Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu na czele z jego przewodniczącym Januszem Bernachem. Bus z 20 pasażerami wyjechał z Zamościa po godz. 7 rano. Przydały się parasole, bo w Domostawie przed godz. 9 zaczęło lać.
Tu jest Polska
Padać przestało dopiero na kwadrans przed godz. 11, czyli przed polową msza świętą, odprawianą przez kilkunastu kapłanów. Kazanie wygłosił ks. Antoni Moskal, kustosz pamięci o Polakach pomordowanych przez UPA w Bieszczadach. Wspomniał o zasługach zmarłego na początku roku ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który do śmierci upominał się o pamięć i prawdę o ofiarach ukraińskich nacjonalistów, a także śp. Janiny Kalinowskiej, wieloletniej szefowej zamojskich Wołyniaków. Ks. Moskal przypomniał też historię powstania monumentu.
Przeczytaj: 80. rocznica "Krwawej Niedzieli". Pomnik "Rzeź Wołyńska" ma wykrzyczeć prawdę
– Ten pomnik w całym w swym bolesnym wymiarze ukazuje prawdę, którą tak wielu, niestety, świeckich i duchownych chce zakłamać – powiedział duchowny.
Jego kazanie było przerywane brawami, skandowano „Tu jest Polska!” albo „Hańba”. Warto dodać, że o piękną oprawę muzyczną mszy świętej zadbał zespół wokalny Hubal z Hrubieszowa. Wielu zgromadzonych nie kryło wzruszenia.
Po nabożeństwie odbyło się poświecenie i odsłonięcie pomnika.
– Niech z tego miejsca idzie w świat nasze wołanie: Nigdy więcej ludobójstwa, nigdy więcej nienawiści, nigdy więcej wojny – wskazano w apelu pamięci.
Była salwa honorowa, a także okolicznościowe przemówienia.
– Domostawa uratowała honor Rzeczypospolitej Polskiej – powiedział reprezentujący Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce dr Teofil Lachowicz, podkreślając w ten sposób, że po rezygnacji Rzeszowa, Kielc, Jeleniej Góry, Torunia i innych mniejszych miast dopiero władze samorządowe gm. Jarocin na czele z b. wójtem Zbigniewem Walczakiem zgodziły się, aby monument stanął na terenie ich gminy.
Podkreślano, że dzieło Andrzeja Pityńskiego nie powstało z nienawiści, ale zrodziła je wielka miłość do ojczyzny.
Na na koniec delegacje złożyły pod monumentem wieńce i kwiaty.
Lekcja historii
Pomnik Rzeź Wołyńska stanął w pobliżu drogi ekspresowej S19 i jest widoczny z trasy Rzeszów-Lublin. Twórcą dzieła jest pochodzący z Podkarpacia Andrzej Pityński. 14-metrowy monument waży 14 ton i ma kształt orła. W środku znajduje się wycięty krzyż, a w nim widły, na które nabite jest dziecko. Innymi elementami pomnika są głowy dzieci nabite na sztachety. W górnej części pomnika, na skrzydłach orła, umieszczone zostały nazwy jedynie 56 polskich miejscowości, w których doszło do mordów.
Pomnik – ze względu na zawarty w nim drastyczny przekaz – nie wszystkim się spodobał, ale – jak powtarzano wiele razy podczas jego odsłonięcia – rzeczywistość bywała o wiele okrutniejsza.
Podczas uroczystości głos zabrał wójt gm. Jarocin Tomasz Podpora, który podkreślał, że pomnik nie jest antyukraiński.
– Kiedy wybuchła wojna, ludzie z gminy także przyjmowali uchodźców i nikt nie ma żadnych uprzedzeń. Jednak wielu Ukraińców nie ma w ogóle świadomości, co działo się 80 lat temu na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Dlatego pomnik nie tylko upamiętnia ofiary, ale może być też lekcją historii. Może także łączyć oba narody – powiedział wójt Podpora.
Niedzielne wydarzenie zgromadziło kilkanaście tysięcy ludzi z całej Polski, w tym wiele rodzin z dziećmi. Do Domostawy pojechała m.in. Bronisława Babiszewska z Zamościa wraz ze swoim 17-letnim wnukiem Wiktorem.
– Mój ojciec, Tadeusz Gruszka, pochodził z Porycka na Wołyniu i z jego rodziny nikt nie zginął, ale z rodziny mamy, która urodziła się w Radowiczach, zamordowane zostały przez banderowców dwie siostry – opowiadała.
W 1943 r. dziadkowie pani Bronisławy, Michalina i Zygmunt Raczyńscy, uciekli przed ukraińskimi nacjonalistami wraz z trzema córkami i zatrzymali się w miejscowości Radomle k. Zasmyk.
– I tam w Boże Narodzenie zostali napadnięci – opowiada nasza rozmówczyni. – Starsza i młodsza siostra mojej mamy zostały zastrzelone, dziadkowie zostali ranni, ale przeżyli, a mam uciekała boso po śniegu przed oprawcami i nawet nie była draśnięta. Szczątki jej obu sióstr zostały odnalezione po latach i po ekshumacji spoczęły na cmentarzu w Zasmykach. Nie udało się odnaleźć miejsca, gdzie leżą kości babci mojej mamy, Krystyny Dobrowolskiej. I chyba już się nie uda.
Janina Gruszka (z d. Raczyńska), czyli mama pani Bronisławy, zmarła w ub. roku. Miała 96 lat.
Napisz komentarz
Komentarze