– Nie jesteśmy zadowoleni z tego, w jakim położeniu znalazł się nasz zespół. Wyniki i miejsce w tabeli są nie do zaakceptowania. Dalecy jednak jesteśmy od nerwowych ruchów. Jeśli zatrudniliśmy nowego trenera, po rezygnacji jego poprzednika, to nie po to, żeby wymienić go na innego. Ufamy mu, a w swoim gronie, w klubowym zarządzie, nawet nie rozmawiamy o zwolnieniu szkoleniowca. Będzie pracował dotąd, dopóki sam nie zrezygnuje. Wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za słabe wyniki zespołu – zarząd, sztab szkoleniowy i piłkarze. Nie możemy zrzucić wszystkiego na jedną osobę – mówi Tomasz Bondyra, prezes Gryfa.
Jeśli chodzi o defensywę Gryfa, to jeszcze nie jest tak źle. W ligowej tabeli, w rubryce „bramki stracone” obok zespołu z gminy Zamość widnieje liczba 16. Tylko nieliczni dotąd dali sobie wbić mniej goli. Gorzej w przypadku podopiecznych trenera Koszela jest ze zdobywaniem bramek, a nawet ze stwarzaniem groźnych sytuacji podbramkowych.
– Zmiana trenera nic nie da, jeśli razem nie weźmiemy się w garść. Wspólnie musimy wyjść naprzeciw wyzwaniu i razem rozwiązać problemy, z którymi się borykamy. Mamy nadzieję, że po środowym meczu pucharowym z Tomasovią nastąpi już odbicie – mówi prezes Bondyra.
Sęk w tym, że Gryf co prawda wyeliminował z okręgowego Pucharu Polski wyżej notowanego rywala z Tomaszowa Lubelskiego, ale w ciągu dziewięćdziesięciu minut i czasu doliczonego do obu części zawodów nie wykreował zbyt wielu sytuacji podbramkowych. Mało tego, nie zdobył ani jednej bramki, a z przeciwnikiem uporał się dopiero po konkursie rzutów karnych.
CZYTAJ TEŻ: KLASA OKRĘGOWA: Sprawiedliwy wynik
– Wpływ na to, że nie strzelamy goli, ma przede wszystkim sytuacja kadrowa. Za dużo przeszliśmy zmian personalnych w okresie letnim, za bardzo odmłodziliśmy drużynę. Na niektóre odejścia nie mieliśmy wpływu. Z końcem sezonu każdy zawodnik mógł samodzielnie podjąć decyzję odnośnie swojej przynależności klubowej. Odeszło od nas wielu piłkarzy. Zabrakło nam czasu, by gra zespołu, w którym wymieniliśmy jedenastu, czy dwunastu graczy, odpaliła. Musieliśmy też patrzeć na to wszystko z perspektywy całego klubu, a nie tylko zespołu seniorów. Wiązało się to z działaniami na budżecie realnym, a nie wirtualnym, a także z wzięciem odpowiedzialności za Akademię Piłkarską Gryfa, w której zrzeszamy 225 młodych zawodników. Nie mogliśmy się zadłużać kosztem tejże akademii, która jest naszą przyszłością. Postawiliśmy latem na młodzież, bo zmusiła nas do tego sytuacja kadrowa i ekonomiczna – tłumaczy prezes Bondyra.
Gryf nie zamierza za wszelką cenę bronić IV ligi.
– Zrobimy wszystko, co tylko będziemy mogli, żeby pozostać w tej klasie rozgrywkowej, w której występujemy już piąty sezon. Zrobimy wszystko, ale tylko w granicach zdrowego rozsądku. Nie będziemy rozpaczać w przypadku degradacji do klasy okręgowej, bo czasem krok w tył nie jest zły, a nawet pozwala stać się silniejszym. Jeśli będziemy przejawiali ciśnienie, by bez względu na koszty pozostać w IV lidze i sięgniemy po posiłki w postaci „armii zaciężnej”, to nasi wychowankowie pójdą w odstawkę. A tego nie chcemy.
Punktem bazowym – jak wyjaśnia prezes Bondyra – ma być finał rundy jesiennej.
– W tej części sezonu pozostało jeszcze sześć meczów. Jeśli wygramy trzy, to będziemy mieli dwanaście punktów, a nasza sytuacja znacznie się poprawi. Jeśli zakończymy rundę z dorobkiem pięciu punktów, to znajdziemy się w tragicznym położeniu. Dopiero po zakończeniu rundy jesiennej, w zależności od dorobku punktowego, będziemy decydowali, co dalej. Na pewno trener Koszel może spokojnie pracować z zespołem do końca rundy – mówi Bondyra.
Napisz komentarz
Komentarze